Władysław Henryk Piotrowski
 
Piotrowscy ze Strachociny w Ziemii Sanockiej

 

4. Rozpad wspólnoty rodzinnej

Opis czasów |  Potomkowie Andrzeja |  Giyry-Piotrowscy |  Piotrowscy „z Kowalówki”
Frynie-Piotrowscy |  „Kozłowscy”-Piotrowscy |  Szumy-Piotrowscy

      Piotrowscy „z Kowalówki”:

      Gałąź Piotrowski „z Kowalówki” w pokoleniu wnuków Szymona już wyraźnie rozpadła się na dwie części, Kazimierza i Michała. Rodziny braci były na tyle duże, że w wieku dorosłym stosunki z kuzynostwem były już dość luźne, mimo bliskiego sąsiedztwa ich domów rodzinnych.

      Dzieci Kazimierza:

      Dziedzicem i głównym spadkobiercą Kazimierza Piotrowskiego „z Kowalówki” został jego starszy syn Paweł (ur. 23.01.1827r.). Ojciec Kazimierz wybrał na żonę dla syna Juliannę Mielecką (ur. 11.02.1828r.), córkę Jana i Agnieszki Woytowicz, przedstawicielkę jednego z najbardziej szanowanych, chociaż niezbyt bogatych, rodów strachockich.
      Ród Mieleckich w Strachocinie to jeden z najbardziej tajemniczych przypadków, jeżeli chodzi o pochodzenie. Prawdopodobnie przodek Julianny przywędrował tutaj w połowie XVII wieku uciekając przed pożogą, która ogarnęła południowo-wschodnie obszary Rzeczpospolitej, tak jak wielu innych ówczesnych Strachoczan. Historycznie, Mieleccy to znany małopolski ród szlachecki, herbu Gryf, blisko spokrewniony z Branickimi. Pod koniec XVI wieku dobijali się, podobnie jak kuzyni Braniccy, do kręgu magnatów. Piastowali wysokie stanowiska, wojewodów, kasztelanów, Jan Mielecki, wojewoda podolski, osiągnął stanowisko marszałka wielkiego koronnego, a jego syn Mikołaj został w czasach Stefana Batorego hetmanem wielkim koronnym. O wysokiej pozycji Mieleckich świadczyło także małżeństwo Mikołaja z Elżbietą Radziwiłłówną. Nazwisko swoje Mieleccy wzięli od miasta Mielec, które było pierwotną siedziba rodu. Z biegiem czasu fortuna odwróciła się od Mieleckich, linia hetmańska wygasła i jej majątek przeszedł w obce ręce, inne gałęzie rodu, coraz liczniejsze z pokolenia na pokolenie, podupadły majątkowo. Wielu Mieleckich zupełnie potraciło swoje majątki, zostawali dzierżawcami, zarządcami magnackich majątków, zaciągali się do służby wojskowej na kresach południowo-wschodnich Rzeczpospolitej. Katastrofa lat 50-tych XVII wieku, która dotknęła te tereny, była także życiową katastrofą dla wielu Mieleckich tam żyjących. Jak już wspomniano, prawdopodobnie jeden z Mieleckich, unoszący swoją głowę, postanowił osiedlić się w Strachocinie. Jeżeli ta wersja wydarzeń jest prawdziwa, Mieleccy byliby jedynymi spadkobiercami tradycji nieledwie magnackich wśród strachockiej „szlachty”.
      Najstarszym znanym przodkiem Julianny był Wawrzyniec Mielecki, żyjący w połowie XVIII wieku, żonaty z Anną. Majątek Wawrzyńca położony był w środkowej części wsi, po lewej stronie Potoku Różowego, na wprost siedzib Piotrowskich (dom nosił numer 39). Jan (ur. 14.08.1791r.) był najmłodszym synem Wawrzyńca. O wysokiej randze Mieleckich we wsi świadczyły małżeństwa starszych braci Jana, Sebastian żonaty był z Marianną Radwańską, córką Andrzeja, wicewójta, Andrzej żonaty był z Apolonią Radwańską, a Stanisław z Zofią Adamską. Jan ożenił się z Agnieszką Woytowicz (ur. 3.01.1809r.), córką Kazimierza Woytowicza (ur. 28.02.1766r., syn Józefa i Agnieszki) i Marianny Cecuły (córka Szymona Cecuły i Katarzyny). O rodach Cecułów i Woytowiczów wielokrotnie wspominano wcześniej. Po ślubie z Agnieszką Jan Mielecki wprowadził się do domu Woytowiczów (w domu Mieleckich było ogromnie ciasno) w górze wsi (dom nr 5) i włączył się do pracy w gospodarstwie Woytowiczów. Wkrótce zaczęły przychodzić na świat dzieci, Julianna, żona Pawła Piotrowskiego, Paweł, Jadwiga, Wawrzyniec, Maria i Anastazja. Niestety, Wawrzyniec i najmłodsza Anastazja zmarli w wieku 2 lat. Takie były w tym czasie realia życia.
      Wydaje się, że wybór żony z niezbyt bogatej, ale ogólnie szanowanej rodziny, był pewnego rodzaju kompromisem ze strony Piotrowskich. Na jakąś bogatszą partię z najlepszych rodzin we wsi nie było prawdopodobnie większych szans, do majątku Kazimierza pretendowało dwu synów, dodatkowo córka Katarzyna czekała na swój posag. A akurat panien „na wydaniu” w rodzinach ogólnie szanowanych i bogatszych było jak na lekarstwo.
      Po ślubie Paweł z Julianną zamieszkali w domu Piotrowskich „na Kowalówce”. Wkrótce urodził się im syn Andrzej (ur. 23.11.1854r.). W tym samym roku nagle zmarł ojciec Kazimierz i Paweł został samodzielnym gospodarzem. Oczywiście, dużo do powiedzenia miała ciągle matka Marianna. Być może stres związany z nagłym przejęciem odpowiedzialności za gospodarstwo miał tak niszczący wpływ na Pawła, że ten nie wytrzymał tego napięcia i 10 lipca 1857r. nagle zmarł. W „Księdze zgonów” wpisano jako przyczynę śmierci udar (apoplexis), ale wpisy te są mało wiarygodne. Już po śmierci Pawła urodził się drugi jego syn, Szymon (ur. 6.09.1857r.). Tak więc Szymon był typowym „pogrobowcem”. Rodzicami chrzestnymi synów Pawła byli, dla Andrzeja - Jan Radwański i Małgorzata Cecuła, żona Jakuba Kiszki, dla Szymona - Andrzej Piotrowski i Agnieszka, żona Jana Radwańskiego. Po śmierci Pawła w domu „na Kowalówce” przez pewien czas gospodarzyły kobiety, babcia Marianna, Julianna i ciotka Katarzyna, siostra Pawła, brat Jan służył w wojsku

      Młoda wdowa szybko znalazła kandydatów na męża i opiekuna jej małych synów, jednym z nich był Feliks Szmyt (ur. 12.01.1828r.), syn Wojciecha Szmyta (ur. 23.04.1790r., syn Macieja Szmyta i Agnieszki Antoszyk) i Zofii Radwańskiej (ur. 12.04.1804r., córka Jana Radwańskiego „z Górki” i Marianny Galant). Szmytowie byli dość bogatymi gospodarzami, ich gospodarstwo było położone w górnej części wsi (dom nr 19). O ich pozycji we wsi świadczy m.in. małżeństwo Wojciecha Szmyta, ojca Feliksa, z Radwańską „z Górki”. Związek Julianny z Feliksem początkowo miał prawdopodobnie nieformalny charakter. Julianna urodziła dwójkę dzieci zapisane jako nieślubne, był to Wojciech (ur. 5.04.1861r.) i Józef (ur. 26.11.1862r.). Dopiero ok. 1868r. Julianna i Feliks pobrali się i Feliks wprowadził się do domu Piotrowskich „na Kowalówkę”. W małżeństwie doczekali się trzech córek, Marianny, Katarzyny i Wiktorii, ale los nie był łaskawy dla dzieci Szmytów. Marianna zmarła jako roczne dziecko, Wiktoria jako półtoraroczne, a Józef zmarł w wieku niespełna siedmiu lat. Córka Katarzyna wyszła za mąż za Ludwika Michalskiego, o losie Wojciecha nie zachowały się w rodzinie żadne wiadomości, albo zmarł w młodości, albo wyemigrował ze Strachociny. Julianna i Feliks z biegiem czasu wyprowadzili się z domu „na Kowalówce” i zamieszkali w domu Michalskich (dom nr 109), u córki Katarzyny, może wiązało się to z chorobą Julianny i potrzebą opieki ze strony córki. Julianna zmarła 30.10.1884r. na zapalenie płuc, Feliks przeżył żonę o 17 lat, zmarł 2.04.1901r.

* * *

      Młodszy syn Kazimierza Piotrowskiego „z Kowalówki”, Jan (ur. 22.06.1833r.), po odbyciu służby wojskowej (na szczęście już zdecydowanie krótszej niż to dawniej bywało) powrócił do rodzinnego domu. Pomagał prowadzić kobietom gospodarstwo i rozglądał się za kandydatką na żonę. Trwało to dość długo, wreszcie w wieku 30 lat zdecydował się na małżeństwo z Kunegunda Kiszką (ur. 2.03.1833r.), córką Stanisława Kiszki i Tekli Boczarównej.
      O rodzie Kiszków wspominano już wielokrotnie wcześniej, przy okazji innych małżeństw Piotrowskich z Kiszkami. Ojciec Kunegundy, Stanisław Kiszka (ur. 2.05.1795r.), był synem Wawrzyńca Kiszki-Rogowskiego i Magdaleny Radwańskiej, wnuczki Stanisława Piotrowskiego. Ożenił się z Teklą Boczarówną, pochodzącą spoza Strachociny. Stanisław odziedziczył po ojcu gospodarstwo i dom nr 45, stary dom Piotrowskich, który otrzymała matka Stanisława, Magdalena, w spadku po swojej matce Katarzynie z Piotrowskich. Kunegunda była najmłodszym dzieckiem Kiszków, prawdopodobnie ze względu na kondycję majątkową rodziny (miała aż ośmioro starszego rodzeństwa) miała trudności ze znalezieniem męża na miarę swoich oczekiwań. W chwili małżeństwa z Janem była już panną w „sile wieku” (30 lat), chociaż ciągle bardzo ładną - uroda panien Kiszczanek była znana w Strachocinie. Ślub Jana i Kunegundy odbył się 11.11.1863r. w Strachocinie.
      Po ślubie młodzi zamieszkali w domu rodzinnym Jana „na Kowalówce” i włączyli się do wspólnego gospodarstwa. Wkrótce potem przyszły na świat dzieci, Władysław (ur. 25.09.1864r.), Marianna (ur. 13.08.1866r.) i Katarzyna (ur. 8.11.1869r.). Niestety, najmłodsza Katarzyna krótko po urodzeniu zmarła. Rodzicami chrzestnymi dzieci Jana byli; dla Władysława - Wojciech Mogilany i Marianna, żona Wojciecha Daszyka, dla Marianny - Józef Radwański i Marianna, żona Szymona Romerowicza, a dla Katarzyny - Jakub Kiszka i ponownie Marianna Romerowicz. Wojciech Mogilany i Marianna Daszyk to przyjaciele Jana i Kunegundy, Józef Radwański to szwagier Kunegundy, mąż jej siostry Marii, Jakub Kiszka to rodzony brat Kunegundy, a Marianna Romerowicz to wdowa po Janie Giyrze-Piotrowskim. Jak z powyższego widać, dobór rodziców chrzestnych dzieci Jana zamykał się w kręgu rodzinnym, wyjątkiem byli rodzice najstarszego Władysława. Wyboru rodziców chrzestnych dla swoich dzieci Jan i Kunegunda dokonali samodzielnie, rodzice ich już nie żyli, tak więc wybór ten nie miał tego ciężaru gatunkowego jak tradycyjne wybory, które miały często dodatkowy cel związany ze stosunkami między rodzinnymi. Młodzi rodzice (w tym przypadku już niezbyt młodzi!) prawdopodobnie nie mieli żadnych dyplomatycznych planów przy wyborze.

      Pod koniec lat 60-tych Jan wybudował dom dla swojej rodziny na działce, którą otrzymał w wyniku podziału ojcowizny. Dom ten nosił numer 132. Był typową budowlą, raczej niezbyt nowoczesną jak na swoje czasy, w której pod jednym dachem znajdowała się nie tylko część mieszkalna i obora, ale także stodoła. Pomieszczenia mieszkalne były dość obszerne, szczególnie duża była główna izba z piecem i trzonem kuchennym. Dom był oczywiście drewniany, kryty słomianą strzechą. Przetrwał aż do lat 60-tych XX wieku. Jan nie był zbyt bogatym gospodarzem, w spadku po ojcu otrzymał tzw. „półćwiartek”, tj. 1/8 łana (ok. 3 ha), ale dzięki pracowitości, rozsądnej i oszczędnej gospodarce, jego rodzina nigdy nie cierpiała biedy. Prawdopodobnie Kunegunda nie wniosła wiele w posagu do rodzinnego majątku, najmłodsza z wieloletniej rodziny nie mogła liczyć na bogaty posag, tym bardziej, że rodzice nie żyli, a u Kiszków gospodarzył brat Jakub. Jedynym bogactwem była umiejętność oszczędnej gospodarki domowej, którą wyniosła z rodzinnego domu. Jan i Kunegunda nie byli zbyt towarzyscy. Żadne z nich nie wystąpiło ani razu w roli rodzica chrzestnego, co było raczej wyjątkowe wśród Piotrowskich. Pod tym względem Jan, podobnie jak jego starszy brat Paweł, zupełnie nie był podobny do swojego ojca. Trudno powiedzieć dlaczego tak się działo, może metody wychowawcze ojca Kazimierza były zbyt restrykcyjne, może jednak do głosu doszły tradycyjne właściwości genetyczne Piotrowskich, z natury bardzo poważnych, nieufnych w stosunku do otoczenia, nieśmiałych, trochę pasywnych w życiu, introwertyków.
      Jan nosił we wsi przezwisko „Konda”, które przeszło na jego potomków jako przydomek nowej gałęzi „klanu” Piotrowskich „z Kowalówki”. Trudno wyjaśnić etymologię tego przezwiska, z pewnością nie pochodzi od kojarzącego się z nim, współcześnie potocznie używanego słowa „kunda”, oznaczającego włóczęgę, lumpa, łajzę. Słowo to w tym znaczeniu nie było używane w Strachocinie w tym czasie, a może nawet w ogóle nieznane, poza tym Jan w żadnym wypadku nie pasowałby do takiego przezwiska. Bardzo możliwe, że przezwisko pochodzi od niemieckiego słowa „Kunde” w innym znaczeniu, w znaczeniu „gościa”, „osoby”. Być może Jan nadużywał zasłyszanego niemieckiego słowa (w końcu mieszkał w austriackiej Galicji!, a poza tym służył w austriackim wojsku) w tym znaczeniu i współcześni mu, podchwycili to chrzcząc go przezwiskiem „Konda”, będącym przekręconą wersją pierwotnego Kunde.
      Jan nie cieszył się długo rodziną i nowo wybudowanym domem. Zmarł 23.02.1870r. w wieku zaledwie niecałych 37 lat. Jako przyczynę śmierci ksiądz w „Księdze zgonów” wpisał zapalenie płuc. W zimie, w lutym, było ono bardzo częste i często kończyło się, niestety, śmiercią. Szczególnie w przypadku mężczyzn, z reguły bardzo trudnych pacjentów, upartych, lekceważących tę chorobę. Kunegunda nie wyszła powtórnie za mąż, poświęciła się wychowaniu dzieci, przeżyła męża co najmniej 20 lat, zmarła po 1890r.

      Z czterech córek Kazimierza „z Kowalówki” jedynie Katarzyna dożyła wieku dojrzałego. Nie wyszła za mąż, prawdopodobnie nie znalazł się dla niej odpowiedni partner we wsi. Ci z uboższych i gorszych rodzin nie liczyli się, prawdopodobnie nawet nie próbowali się starać o rękę Katarzyny. Na partnerów z bogatszych rodzin Katarzyna nie mogła za bardzo liczyć, nie posiadała odpowiedniego posagu. Całe życie Katarzyna spędziła w domu „na Kowalówce”, pomagając w gospodarstwie, opiekując się dziećmi brata Pawła po jego śmierci. Zmarła 7.10.1884r., według wpisu w „Księdze zgonów” przyczyną zgonu była gruźlica, powszechna w tym czasie we wsi.

      Dzieci Michała:

      Dziedzicem na drugim gospodarstwie Piotrowskich „z Kowalówki”, gospodarstwie Michała, został najstarszy syn Michała, Błażej (ur. 28.01.1838r.). Błażej od najmłodszych lat był postacią nietuzinkową. Jako chłopak wodził rej wśród rówieśników, bywało że sprawiał kłopoty wychowawcze swoim rodzicom. W wieku 25 lat ożenił się z Marią Radwańską (ur. 2.07.1840r.), córką Jana Józefa Radwańskiego i Katarzyny z Woytowiczów.
      Ród Radwańskich i jego gałąź Radwańskich „z Górki” wielokrotnie już przedstawiano wcześniej. Był to zdecydowanie pierwszy ród w Strachocinie pod każdym względem, małżeństwo z panną Radwańską było dużym zaszczytem dla każdego kawalera we wsi. Z ciotką Marii żonaty był stryj Błażeja, Kazimierz. Ojciec Marii, Jan Józef Radwański (ur. 06.1799r.), znany był dla mieszkańców wsi pod drugim imieniem i jako Józef zapisywany jest w „Księdze Metrykalnej” przy chrztach swoich dzieci. Matka Marii, Katarzyna (ur. 28.10.1806r.), była drugą żoną Józefa, pochodziła z rodu Woytowiczów, ogólnie szanowanego, lecz niezbyt bogatego. Jej rodzicami byli Sebastian Woytowicz i Rozalia Radwańska, córka Adama Radwańskiego i Anny Galant (córka Stefana i Marianny). Józef i Katarzyna Radwańscy mieli 7 dzieci, Filipa, Anastazję, ponownie Filipa, Wiktorię, Marię, żonę Błażeja, Feliksa i Wincentego. Józef był bardzo bogatym gospodarzem. Wysyłał dzieci do „szkół”, Feliks (ur. 30.12.1845r.) został księdzem (był długoletnim proboszczem w Leżanach koło Jasła), a Wincenty (ur. 18.07.1848r., zm. 3.09.1895r.) został nauczycielem, uczył przez wiele lat w Strachocinie.
      Ślub Błażeja i Marii odbył się 26.01.1863r. w strachockim kościele. Po ślubie Maria wprowadziła się do domu Piotrowskich. Nie wiadomo jak układało się współżycie młodej synowej z teściową Katarzyną i bratową Wiktorią (ojciec Błażeja, Michał, już w tym czasie nie żył). Zapewne nie obyło się bez tarć, zarówno wdowa Katarzyna jak i jej córka, miały „trudne” charaktery, a Maria przybyła z domu Radwańskich, prawie z innego świata, jeżeli chodzi o atmosferę kulturową i poziom cywilizacyjny. Rola Błażeja w tym wszystkim była nie do pozazdroszczenia, musiał łagodzić konflikty, często lawirować i bawić się w dyplomatę. Przekazy rodzinne mówią, że sprawdzał się w tej roli dobrze. Maria wniosła Błażejowi bogaty posag, za pieniądze z posagu żony Błażej wykupił część działów swojego rodzeństwa na rodzinnej roli.
      W małżeństwie z Marią doczekał się Błażej pięciu córek - Wiktorii (ur. 2.04.1864r.), Walerii (ur. 3.08.1867r.), Julianny (ur. 20.05.1869r.), powtórnie Walerii (ur. 25.09.1875r.), Agaty (ur. 01.1878r.), oraz syna Feliksa (ur. 1.01.1873r.), nazwanego tak na cześć wuja księdza.
      Los wyjątkowo niemiłosiernie obszedł się z córkami Błażeja i Marii. Najpierw rodzice przeżyli śmierć Walerii (pierwszej), która umarła w niecały rok po urodzeniu (1.07.1868r.). Prawdopodobnie przyczyną śmierci była jakaś wada wrodzona. Kilka lat później, 19 stycznia 1876 roku, rodzice przeżyli prawdziwą tragedię. W tym samym dniu umarły na błonnicę („chrypkę” jak zapisano w „Księdze zgonów”), 12-letnia Wiktoria i 7-letnia Julia. Była to ogromnie bolesna strata dla obojga rodziców, przede wszystkim dla matki. Także dla innych domowników, ci szczególnie żałowali Wiktorii, przez wszystkich ogromnie lubianej. Być może ten cios spowodował, że po tym wydarzeniu stan zdrowia Marii pogorszył się. Mimo tego jeszcze urodziła dwie córki i 27.01.1878r., po urodzeniu najmłodszej Agaty zmarła. Prawdopodobną przyczyną jej śmierci były komplikacje poporodowe po porodzie. Tuż po śmierci matki umiera 2-letnia Waleria (18.02.1878r.), trochę później 3-miesięczna Agata (9.05.1878r.). Jako przyczynę ich śmierci zapisano „anginę”, prawdopodobnie była to także błonnica, zbierająca masowo śmiertelne żniwo wśród dzieci w tym czasie. Lata małżeństwa Błażeja z Marią znaczone były więc zarówno momentami radości, powodowanymi narodzinami dzieci, jak i momentami smutku, po ich śmierci. Wigilijny wieczór 1870 roku rodzina miała także bardzo smutny, w tym dniu zmarła seniorka rodziny, Katarzyna z Wożniaków, matka Błażeja.
      Kilka miesięcy po śmierci żony Marii Błażej ożenił się powtórnie, tym razem z Małgorzatą z Żyłków-Żuchowskich z Bażanówki. Wydaje się, że Błażej przez szybki ożenek chciał znaleźć zapomnienie nieszczęść, które go dotknęły w ostatnim okresie. Przecież w ciągu niecałych trzech lat stracił ukochaną żonę i cztery córki. Z pewnością powtórny ożenek doradzali mu także najbliżsi, obawiając się o zdrowie psychiczne Błażeja. A dlaczego szukał on drugiej żony poza Strachociną? Być może wpłynęła na to jego opinia we wsi. Mimo że dobry gospodarz, dość bogaty, z ogólnie szanowanej rodziny, ze względu na swoje zainteresowania i zachowanie, uchodził za dziwaka. Przedwczesna śmierć żony, którą tak bardzo kochał, spowodowała jeszcze większe ździwaczenie. Wdowiec o opinii dziwaka nie miał dużych szans na ożenek we własnym kręgu towarzyskim, musiał sięgnąć do sąsiedniej wsi.
      O rodzinie z której pochodziła Małgorzata wiemy niewiele. Jej rodzicami byli Marcin Żyłka i Rozalia Niemiec. Małgorzata nosi konsekwentnie w dokumentach nazwisko rodowe Żyłka, podczas gdy w tradycji rodzinnej zachowało się dla niej nazwisko Żuchowska. Być może jej matka po śmierci męża Żuchowskiego wyszła ponownie za mąż za Marcina Żyłkę, który „uznał” Małgorzatę za swoją córkę. W późniejszym okresie Piotrowscy utrzymywali kontakty rodzinne jedynie z rodziną Żuchowskich. Jedna z sióstr Małgorzaty, Antonina, wyszła za mąż za Józefa Żuchowskiego, Żuchowscy wyjechali do Ameryki. Wydaje się mało prawdopodobne, aby Piotrowscy utrzymywali kontakty z rodziną Józefa (acz nie wykluczone), nie było raczej w zwyczaju utrzymywanie bliższych kontaktów z „powinowatymi” przy takiej ogromnej liczbie krewniaków wokół. Należy dodać, że w Bażanówce mieszka dość dużo Żuchowskich, często ze sobą nie spokrewnionych. Bliższe informacje na temat Żuchowskich, Żyłków i Niemców, dalszych przodków Małgorzaty, w tradycji rodzinnej nie zachowały się. Z młodszą siostrą Małgorzaty, Martą (Marcjanną) ożenił się później, siostrzeniec Błażeja, Jan.
      Bażanówka, wieś sąsiadująca ze Strachociną od zachodu, jak już wspomniano w części I, została założona w 1429 r. jako Wola Jaćmierska przez Fryderyka Jacimirskiego, miecznika sanockiego. Legenda mówi, że zamieszkują ją potomkowie Tatarów. Być może są oni potomkami tych Tatarów, którym książę Witold pozwolił się osiedlić w granicach ówczesnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, część z nich przeniosła się z biegiem czasu na Ruś Czerwoną. Bardziej jednak prawdopodobne, że mieszkańcy Bażanówki wywodzą się od jeńców tatarskich, których Jacimirski przywiódł z jednej ze swoich wypraw przeciwko Tatarom na pocz. XV w. Że nie było to czymś wyjątkowym, świadczą szesnastowieczne inwentarze z południowo-wschodnich województw koronnych, które rejestrują „jeńców tatarskich niejednokrotnie osadzonych na roli” (Piotr Borawski - „Tatarzy w dawnej Rzeczpospolitej”). Oczywiście, dzisiaj żadnych śladów tatarskości w Bażanówce nie ma. Może tylko porywczy charakter mieszkańców świadczy o ich pochodzeniu. O specyficznym charakterze mieszkańców Bażanówki świadczy ich ogromna aktywność na każdym polu, zarówno w ruchu oporu podczas II wojny światowej i partyzantce antykomunistycznej tuż po wojnie, jak i w budowaniu komunistycznej rzeczywistości w okresie późniejszym. W okresie międzywojennym część mieszkańców wsi (większość), zdenerwowana postępowaniem jaćmierskiego proboszcza (Bażanówka należy do parafii Jaćmierz), obraziła się na niego, zerwała z kościołem rzymsko-katolickim i założyła gminę kościoła polsko-katolickiego. Coś takiego nie mogłoby się zdarzyć w nobliwej, poważnej Strachocinie! Wielokrotnie już wspominany wcześniej Dąbkowski nie potwierdza informacjo o osiedleniu Tatarów w Bażanówce, uważa że zasiedlili ją przybysze z sąsiedniego Jaćmierza (nie wyklucza to jednak hipotezy o Tatarach, Jaćmierz był własnością Jacimirskiego).
      Małgorzata także, w całej rozciągłości, potwierdziła swoim charakterem tatarskie pochodzenie. Porywcza, wybuchowa, silna fizycznie i psychicznie, wytrzymała na trudy i niedole niełatwego życia. Urodzona w 1858 r., w momencie małżeństwa z Błażejem, 40-letnim wdowcem, miała 20 lat, a więc była o wiele młodsza od męża. Mimo tego (a może dzięki temu?) współżycie małżonków układało się dobrze. Małgorzata była wychowana w biednej, tradycyjnej rodzinie, Błażej był już doświadczonym mężczyzną, razem stworzyli udane małżeństwo. Może nie było między nimi namiętności (Błażej ciągle miał w pamięci pierwszą żonę Marię), ale na pewno wzajemny szacunek i przywiązanie. Małgorzata łatwo zaadaptowała się do życia w nowej rzeczywistości, wchodząc szybko w rolę gospodyni. Od kilku lat nie żyła już matka Błażeja, Katarzyna, tak że nie było problemu współżycia synowej z teściową. Siostra Błażeja Wiktoria musiała się pogodzić z gospodarką energicznej, młodej bratowej.
      Błażejowi i Małgorzacie szybko przychodziły na świat dzieci, sami chłopcy, Jan (ur. 12.09.1879 r.), Wojciech (ur. 18.04.1882 r.), Franciszek (ur. 28.12.1884 r.), Kazimierz (ur. 12.08.1887 r.) i Paweł (ur. 1889 r.).
      Po ojcu odziedziczył Błażej dość duże gospodarstwo i należał do bogatszych gospodarzy we wsi. Rozdrobnienie ziemi w tym czasie w Strachocinie było już tak ogromne, że gospodarstwo powyżej 3 ha oznaczało prawie bogacza. Prawdopodobnie Błażej jako starszy syn, który pozostawał w rodzinnym domu, przejął większość działki ojcowskiej „na Kowalówce”, brat i siostry, dostali jedynie działy leżące pośród gruntów Błażeja, oprócz tego jakieś kawałki gruntu leżące w innych częściach wsi, które matka Katarzyna wniosła Michałowi w posagu. Wskazują na to późniejsze stosunki własnościowe Piotrowskich „spod Mogiły” i „zza Potoczka”, potomków Wiktorii. Błażej w ciągu życia wykupywał kolejno działy rodzeństwa (jak to było w zwyczaju w takich wypadkach w Strachocinie), nie zdążył wykupić wszystkich, przeszkodziła mu w tym przedwczesna śmierć. Zachował się dokument „Arkusz posiadłości gruntowej” Błażeja Piotrowskiego, który daje wyobrażenie jak wyglądało dość typowe gospodarstwo. Dokument nie nosi żadnej daty, prawdopodobnie pochodzi z końca lat 80-tych. Ogólna powierzchnia gospodarstwa wynosiła 6 morgów i 1560 sążni (3,9 ha), w tym gruntów II klasy - 0,38 ha, V klasy - 1,33 ha i VI klasy - 1,89 ha, a więc grunty bardzo słabe. Z ogólnej powierzchni 3,9 ha, 7 arów zajmowało siedlisko (działka przydomowa), 30 arów łąki, 22 ary pastwiska, reszta to grunty orne.
      Rola Błażeja miała kształt paska ziemi o szerokości ok. 36 m i długości ok. 1600 m, który ciągnął się od granic „wsiska” aż do granicy Strachociny z wsią Długie. Teren gospodarstwa był mocno pofałdowany, podnosił się stopniowo w górę aż do najwyższego punktu na grzbiecie Gór Kiszkowych. Pierwsze wzniesienie, tzw. Górka, znajdowała się ok. 250 m od domu. Rolę przecinały w czterech miejscach strumyki, nad ich brzegami znajdowały się małe kawałki łąki. Nosiły one tradycyjne nazwy: Stawki I, Stawki II, (być może istniały tam kiedyś stawy?), pod Górami, II potok (I potok nie sięgał już do pola Błażeja). Poszczególne kawałki gruntu (stajania, lub jak je nazywali Strachoczanie, „stajonka”) nosiły także swoje tradycyjne nazwy: pod Górką, na Górce, za Górką, w Stawkach I, w Stawkach II, na dolinie, do krzywej drogi, do Gór, na Górach (inaczej - na poprzeczce), na Łysej Górze, za Górami, do granicy. Najgorsze grunty były na Górach i na Łysej Górze. Gleba była kamienista, nachylenie południowych zboczy na Łysej Górze dochodziło do 45 stopni. Uprawa ziemi była bardzo ciężka, orka mogła odbywać się tylko w jednym kierunku, z góry na dół. Zbiory potrzeba było wynosić na plecach na górę, skąd dopiero były zwożone wozem konnym do domu. Trochę tylko lepsza gleba była w dolnej części gospodarstwa, bliżej domu. Najlepsza ziemia znajdowała się przy strumykach (tutaj z kolei teren był podmokły) i w pobliżu domu, było jej niewiele. Jak już wspomniano, do Błażeja nie należała cała „ćwierć”, w różnych miejscach, jak wyspy, tkwiły w niej resztki działów rodzeństwa (w sumie ich obszar wynosił początkowo ok. 2 ha). Z biegiem czasu „wyspy” te znikały, systematycznie wykupywane przez Błażeja. Całkowity dochód roczny z gospodarstwa Błażeja wynosił w latach 80-tych 9 zł 59 centów w ówczesnej walucie. Jak to się miało do dzisiejszej jednostki pieniężnej, trudno określić.
      Poza uprawą roli Błażej zajmował się handlem, prowadził „kram towarów mieszanych”. W rodzinnym archiwum znajduje się dokument z 1891 r., w którym „uwiadamia się, że wymierzony Panu Błażejowi Piotrowskiemu w Strachocinie od wykonywania kramu towarów mieszanych w Strachocinie pod l. katastr. podatek zarobkowy 2 zł 19 ct odpisuje się jednocześnie z tytułu śmierci od I półrocza roku 1891 zacząwszy, przy C.k. Urzędzie Podatkowym w Sanoku.” Bliższe jednak wiadomości co do „kramu” dotyczące jego lokalizacji, wielkości, dochodowości, nie zachowały się. Być może był to tylko krótki epizod w życiu Błażeja.
      W świetle przekazów rodzinnych Błażej był postacią niezwykle malowniczą. Miał duże uzdolnienia techniczne. Poza tym, że zajmował się uprawą roli, był także stolarzem-kołodziejem, miał w domu warsztat, wykonywał piękne meble, wozy konne, bryczki, sanie. Był ogromnie ciekawy świata, interesował się wszelkiego rodzaju nowinkami, w tym także technicznymi. Był uzdolnionym „konstruktorem-wynalazcą”. Nad potokiem (prawdopodobnie Różowym, chociaż nie ma co do tego pewności) zbudował mechaniczną pralkę (pralnicę), napędzaną wodą, która służyła do prania płótna lnianego wytwarzanego w ręcznych warsztatach i później pranego wielokrotnie w celu nadania mu białości i miękkości. Prawnuk Błażeja, Józef, próbował na podstawie opowieści rodzinnych, dokonać rekonstrukcji wyglądu i zasady działania tego urządzenia. Oto fragmenty jego opisu: „ ... była to konstrukcja prawie w całości drewniana, nie wyłączając napędzających ją trybów - co jest zrozumiałe, zważywszy że twórca był stolarzem-kołodziejem (warsztat w domu i dostępność materiałów). Napędzana wodą na wzór koła młyńskiego, była urządzeniem przenośnym, niedużym gabarytowo, montowanym na potoku na czas prania ..., ... koło napędzało wałek drewniany na którym zamocowane były 3 lub 4 bijaki (długie drewniane „kijanki” - packi drewniane używane do prania ręcznego). Bijaki osadzone na kręcącym się wałku uderzały w płótno polewane wodą. Były one umocowane na łamanym ramieniu (taki prymitywny przegub-zawias), które zginało się tylko w jedną stronę. Po uderzeniu bijak, w dalszej części obrotu wałka na którym był osadzony, prostował się (wracał do pierwotnego, wyprostowanego, położenia) by w dalszym ciągu, po pełnym obrocie, uderzyć w płótno następny raz. Prawdopodobnie prostowanie było powodowane nie siłą bezwładności (to byłoby możliwe tylko przy dużej prędkości obrotowej) lecz przy pomocy sprężynujących listew drewnianych. Płótno przesuwało się pod bijakami nawijając się z wałka na wałek. Wałki te napędzane były, poprzez przekładnię, od wałka bijaków ...” (w przytoczonych fragmentach pominięto nieistotne szczegóły, nie zmieniające istoty opisu). Inna wersja informacji o pralce przedstawiała ją jako konstrukcję podobną do prymitywnej wirówki służącej do wyrobu masła w niektórych rejonach Polski. Pralnicę Błażeja chodziła podziwiać cała wieś. Oczywiście, „konstruktora-wynalazcę” uważano we wsi za dziwaka a niektórzy nawet za człowieka pomylonego, z tego tytułu był obiektem powszechnych żartów i kpin. Zainteresowanie nowinkami nie ograniczało się u Błażeja, jak już wspomniano, do techniki. Starał się doskonalić uprawę roli. Jako jeden z pierwszych gospodarzy we wsi (w rodzinie mówiono, oczywiście, że pierwszy) zaczął stosować nawozy sztuczne (mineralne), popularnie zwane wtedy „kościami”. Los chciał, że skończyło się to dla niego tragicznie.
      Błażej, będąc dużą indywidualnością i dojrzałym życiowo mężczyzną, potrafił umiejętnie kierować młodą żoną przy wychowywaniu dzieci. Było to wychowanie surowe, w duchu poszanowania dla starszych, także w duchu poszanowania dla tradycji i religii. Najstarszy syn, z pierwszego małżeństwa, Feliks, został oddany na wychowanie do swojego wuja, ks. Feliksa Radwańskiego. Kiedy to się stało, nie wiadomo, prawdopodobnie gdy Feliks osiągnął wiek szkolny. Wydaje się, że Błażej skoncentrował się na wychowaniu najstarszego syna (z drugiego małżeństwa), Jana, zaniedbując trochę młodszego, Wojciecha, o czym świadczyłyby tak różne później losy życiowe obu braci. Młodsi synowie w chwili śmierci ojca byli jeszcze pod opieką matki. Czasu na troskliwe wychowanie Błażej nie miał zbyt dużo. Przy swojej ogromnej aktywności na wielu polach, praktycznie jedynymi elementami wychowawczymi był własny przykład ojca i aktywny udział i pomoc we wszelkiego rodzaju pracach. Oczywiście, najważniejsza była pomoc w prowadzeniu gospodarstwa.
      Błażej był człowiekiem o ogromnej energii życiowej, brał żywy udział w życiu wsi, był jednym z założycieli Kasy Zapomogowej i jej aktywnym działaczem. Był kandydatem na wójta, jednak nie został nim, jego synowa Paulina twierdziła, że to przez „pralnicę”. Mimo że w młodości nie skończył regularnej szkoły (prawdopodobnie tylko szkółkę parafialną przy kościele), potrafił czytać i pisać, co w tym czasie nie było takie powszechne wśród ludzi jego pokolenia. Bardzo przyjaźnił się ze swoim szwagrem, nauczycielem strachockim, Wincentym Radwańskim. Utrzymywał także bliskie kontakty z drugim szwagrem, ks. Feliksem Radwańskim, proboszczem w Leżanach. Prawdopodobnie miłość do pierwszej żony sprawiła, że Błażej przez całe życie trzymał się blisko z jej rodziną. Świadczy o tym także dobór rodziców chrzestnych dla synów, także tych z drugiego małżeństwa (dobór chrzestnych dla dzieci był bardzo ważny w Strachocinie, służył do podtrzymania i umocnienia więzów pomiędzy rodzinami). Otóż ojcem chrzestnym wszystkich synów Błażeja był niezmiennie Wincenty Radwański, nauczyciel, brat Marii. Matką chrzestną Jana, podobnie jak pierworodnego Feliksa, była Marianna z Radwańskich, żona Szymona Romerowicza, wdowa po Janie Giyrze-Piotrowskim, kuzynka Marii, matką chrzestną Wojciecha była Katarzyna z Radwańskich, żona Wojciecha Woźniaka (kuzyn Błażeja), także kuzynka Marii, wreszcie matką chrzestną Franciszka i Kazimierza była Marianna z Piotrowskich, żona Walentego Piotrowskiego, jeszcze jedna kuzynka Marii (jej matka, Łucja Radwańska, żona Andrzeja Piotrowskiego, była ciotką Marii). O matce chrzestnej Pawła nie przechowały się informacje.
      Jak widać z doboru rodziców chrzestnych bliższych kontaktów z rodziną swojej drugiej żony w Bażanówce Błażej nie utrzymywał. To było zresztą regułą w Strachocinie, żony z innych wsi musiały się godzić z tym, że od momentu przyjścia do Strachociny rozpoczynają całkiem inne życie. Strachoczanie trzymali się od sąsiadów z daleka. Mimo że trochę dziwak i ekscentryk, nie był Błażej ponurakiem. W tradycji rodzinnej pozostał człowiekiem pogodnym, ze specyficznym poczuciem humoru, lubiącym wypić, nie przesadnie religijnym. Był niezwykle pracowity.

      Przedwczesna śmierć przerwała bujne życie Błażeja, zmarł tragicznie w sile wieku, 12 sierpnia 1890 r. w Strachocinie, mając 58 lat. Okoliczności jego śmierci wyglądały prawdopodobnie następująco: wracał z Sanoka z wozem pełnym nawozów mineralnych, na Dąbrówce (obecnie dzielnica Sanoka) konie wystraszyły się pociągu, stanęły dęba, Błażej spadł z wozu pod koła i wóz przejechał przez niego. Zmarł w domu krótko po przywiezieniu. Inną wersję podawała Paulina (synowa Błażeja), jej zdaniem wypadek miał miejsce na wysokości krzyża przydrożnego, przy drodze z Kostarowiec do Strachociny (tuż za kościołem), a konie wystraszyły się kobiety wychodzącej z rowu przydrożnego z płachtą trawy na ramionach (pierwsza wersja przechowała się w Ameryce, podała ją wnuczka Błażeja, Rose). Błażej został pochowany na nieistniejącym już dzisiaj cmentarzu obok kościoła.
      Wdowa po Błażeju, Małgorzata, dzielnie radziła sobie z wychowaniem piątki małych synów po śmierci męża. Pomagał jej najstarszy Jan. W 1892r., 13 września, dosięgnął ją kolejny cios, w czasie epidemii grypy zmarł najmłodszy syn Paweł. Po I wojnie światowej i śmierci Jana Małgorzata pomagała synowej Paulinie w wychowywaniu wnuków. Zmarła 9.10.1924r. Pochowano ją w środkowej części cmentarza. Grób, pozostawiony bez trwałego nagrobka, został zniszczony i na jego miejscu pochowano następnych zmarłych. Trzeba tu przypomnieć, że proboszcz w Strachocinie, ks. Władysław Barcikowski, miał oryginalne poglądy na kult zmarłych, niechętnie widział trwałe nagrobki (nie wydawał zezwoleń na ich budowę), być może martwił się już gdzie znajdzie miejsce dla następnych zmarłych na ciasnym cmentarzu. Tylko nieliczni pozwalali sobie na zadarcie z księdzem i stawianie nagrobków, Piotrowscy do nich nie należeli.

      Młodszy syn Michała „z Kowalówki”, Franciszek (ur. 29.09.1840r.), żył w cieniu starszego brata. Domator, nieśmiały, długo nie mógł znaleźć kandydatki na swoją żonę. Wreszcie w wieku 34 lat (uchodził już za „starego kawalera”) ożenił się z 16-letnią panną, Wiktorią Pielech (ur. 22.02.1855r., zm. 11.12.1892r.), córką Jakuba i Agnieszki Buczek.
      Ród Pielechów, z którego pochodziła Wiktoria, należał do najstarszych i dość licznych we wsi. Pielechowie przybyli do Strachociny ze wschodu, wskazuje na to ich wschodnio brzmiące nazwisko. W połowie XVIII wieku we wsi mieszkała prawdopodobnie tylko jedna rodzina Pielechów, ale szybko ich przybywało. Najstarszym znanym przodkiem Wiktorii był jej pradziadek, Józef Pielech, żonaty z wdową, Zofią Berbeć (ślub odbył się 12.10.1754r. w Strachocinie). Jego gospodarstwo leżało w górnej części wsi, dom nosił później numer 21. Dziadkiem Wiktorii był Jan, urodzony 22.05.1762r., najmłodszy z dzieci Józefa. Jan ożenił się z Zofią Lisowską (ur. 27.02.1774r.), córką Andrzeja Lisowskiego i Marianny Piotrowskiej, córki Michała i Katarzyny. Jan i Zofia Pielechowie mieli trójkę dzieci. Po śmierci Zofii Jan ożenił się ponownie, z Katarzyną Pucz-Adamską (ur. 7.02.1769r.), córką Michała Pucza-Adamskiego i Agnieszki Radwańskiej, i miał z nią kolejnych dziewięcioro dzieci. W sumie Jan miał 12 dzieci, z których co najmniej dziewiątka dożyła wieku dorosłego. Ojciec Wiktorii, Jakub, urodził się 29.07.1808r. (zmarł 7.04.1880r.). W wyniku podziałów rodzinnego majątku Jakub ostał się z niewielkim gospodarstwem i spadł do kategorii wiejskich „zagrodników” (hortulanus - tak jest odnotowany w „Księdze Metrykalnej”). Żona Jakuba Agnieszka Buczek (urodzona jako Agata!), urodzona 4.02.1823r. (zm. 11.03.1894r.), była córką Michała Buczka (ur. 7.09.1791r.) i Konstancji Adamiak (ur. 12.01.1799r.). Michał był synem Kazimierza Buczkowskiego (ur. 4.03.1763r., syn Wojciecha Buczkowskiego i Zofii) i Agnieszki Adamiak (ur. 9.01.1761r., córka Stefana Adamskiego i Agnieszki). Konstancja Adamiak była córką Tomasza Adamiaka (ur. 11.12.1768r., syn Sebastiana i Katarzyny Radwańskiej) i Anny Piotrowskiej (ur. 5.06.1767r., córka Szymona i Katarzyny Liwocz). Jakub i Agnieszka Pielechowie mieli cztery córki, Mariannę, Wiktorię, żonę Franciszka, Katarzynę i Magdalenę (zmarła w wieku 15 lat).
      Jak już wspomniano, rodzina Wiktorii nie należała do najbogatszych we wsi, Franciszek nie miał co liczyć na znaczniejszy posag, musiał się zadowolić „młodością” nastoletniej żony. „Senior” rodu, starszy brat Błażej, nie był zbyt zadowolony z takiego małżeństwa Franciszka, ale prawdopodobnie na lepsze nie było stać starego kawalera. Ślub Franciszka i Wiktorii odbył się 26 listopada 1871r., świadkami byli Błażej, brat Franciszka, i Stanisław Woźniak, wuj Franciszka. Po ślubie młodzi w domu rodzinnym Franciszka i włączyli się do pracy w gospodarstwie. Franciszek, podobnie jak starszy brat, trudnił się także kołodziejstwem (razem robili wozy konne, bryczki, sanie) i rymarstwem (robił uprzęże dla koni).
      Z Wiktorią Franciszek miał czwórkę dzieci, dwie córki, Katarzynę (ur. 1874r.) i Wiktorię (ur. 3.05.1875r.), i dwu synów, Józefa (urodzonego w 1877 lub 1878 roku, na te lata przypada luka w parafialnej „Księdze urodzeń”) i Andrzeja Józefa (ur. 26.11.1884 r.). Rodzicami chrzestnymi dzieci Franciszka i Wiktorii byli; dla Wiktorii - Kacper Adamiak i Magdalena, żona Jana Woźniaka, kuzyna Franciszka, dla Andrzeja - brat Błażej i ponownie Magdalena. Dla Katarzyny i Józefa nie zachowały się nazwiska „chrzestnych”. Kacper Adamiak to szwagier Wiktorii, mąż jej siostry Marianny. Jak widać, wybór rodziców chrzestnych dla dzieci ograniczał się do ścisłego grona rodzinnego. To potwierdza jedynie cechy charakteru Franciszka, był mało towarzyski, nie miał wielu przyjaciół poza rodziną.
      Prawdopodobnie ok. 1880r. Franciszek zbudował w dolnej części działki rodzinnej nowy dom dla swojej rodziny (później na tym miejscu stanął w 1939r. dom Kazimierza, wnuka Błażeja). Dom nosił nr 140, młodszy syn Franciszka, Andrzej urodził się już w tym domu (starsze dzieci urodziły się jeszcze w starym domu Michała - nr 101). Dom był skromny, nieduży, tylko na taki było stać Franciszka, mimo dużej pomocy starszego brata. Gospodarstwo Franciszka, które otrzymał po podziale ojcowizny, było małe, stąd i jego możliwości finansowe były niewielkie. Prawdopodobnie wcześniej stosunki Franciszka z matką Katarzyną nie układały się najlepiej, zapewne nie dostał on w spadku po ojcu całej przynależnej mu części, część z niej Katarzyna zatrzymała jako swoje dożywocie a później, po jej śmierci, pozostała ona w rękach brata Błażeja.
      W kilka lat po przeprowadzce do nowego domu Piotrowskich spotkało nieszczęście, 20.04.1886r. zmarła w wieku 12 lat starsza córka Katarzyna (jako przyczynę wpisano zatrucie). Nieszczęście to musiało odbić się na zdrowiu Wiktorii, kilka lat potem, na początku lat 90-tych, Wiktoria umiera pozostawiając Franciszka z trójką nieletnich dzieci. Chcąc zapewnić im opiekę Franciszek ożenił się z Katarzyną Szmyt (ur. 11.11.1859r.), córką Jana Szmyta i Heleny z Klimkowskich.
      Szmytowie (nazwisko było różnie zapisywane w „Księdze Metrykalnej”) przybyli do Strachociny dopiero w drugiej połowie XVIII wieku, pierwszym był Maciej Szmydt, żonaty z Agnieszką Antoszyk (ur. 15.12.1759r., córka Jakuba, przodka Katarzyny, matki Franciszka). Maciej przybył zapewne z jednej z wiosek położonych na zachód od Strachociny (podobnie jak przodek Galantów), wskazuje na to nazwisko, bardzo popularne w okolicach Zarszyna, Rymanowa, Haczowa. Jego gospodarstwo znajdowało się w górnej części Strachociny, w okolicy „Górki”, dom nosił numer 19. Dziadek Katarzyny, Wojciech Szmyt (ur. 23.04.1790r.) ożenił się, po śmierci pierwszej żony Marianny Adamiak, z Zofią Radwańską (ur. 12.04.1804r.), córką Jana Radwańskiego „z Górki” i Marianny Galant. O rodzinie Radwańskich „z Górki” wielokrotnie wspominano wcześniej, była to przez długi okres pierwsza rodzina we wsi, Piotrowscy byli na najróżniejsze sposoby z nią spokrewnieni. Ojciec Katarzyny, Jan Szmyt (ur. 21.05.1824r., zm. 10.03.1882r.), był najstarszym synem Wojciecha. Jego młodszy brat Feliks był drugim mężem Julianny z Mieleckich Piotrowskiej, wdowy po Pawle „z Kowalówki”. Jan ożenił się z Heleną Klimkowską (ur. 2.05.1826r., zm. 17.01.1894r.), córką Marcina Klimkowskiego i Marianny Adamiak. Jan miał tylko jednego syna, Wojciecha, który był ostatnim Szmytem w Strachocinie (jedyna jego córka Waleria zmarła w dzieciństwie), oraz pięć córek, z których dwie zmarły w dzieciństwie (Agnieszka i Anna). Młodsza siostra Katarzyny wyszła za mąż za Władysława Kondę-Piotrowskiego, syna kuzyna Franciszka. Katarzyna była w chwili ślubu już „starszą” panną, miała ponad 30 lat. Prawdopodobnie, mimo potencjalnie dużego posagu, miała duże trudności z zamążpójściem, dlatego oferta starszego aż o 19 lat wdowca została przyjęta chętnie i Katarzyna wprowadziła się do domu Franciszka.
      Z Katarzyną Franciszek doczekał się jeszcze córki Franciszki (ur. 8.02.1895 r.).

      Pod koniec życia Franciszek dał się namówić młodszemu synowi Andrzejowi na eskapadę do Ameryki. Prawdopodobnie nie zabawił tam długo, wrócił do kraju i do końca życia mieszkał w swoim domu z synem Józefem. Nie wiadomo kiedy Franciszek zmarł, pamięć o tym nie zachowała się w tradycji rodzinnej a dla tego okresu brak zapisów o zgonach w „Księdze Metrykalnej”.

      Najmłodszy syn Michała „z Kowalówki”, Marcin (ur. 8.11.1849r.), wyemigrował z rodzinnej Strachociny do Sanoka. Zachowało się o nim niewiele informacji w rodzinie. Ożenił się z Marianną i doczekał co najmniej dwójki dzieci, Karoliny (ur. 1886r.) i Teofila (ur. 1889r.), urodzonych w Sanoku. Krótko po urodzeniu Teofila Marianna zmarła i Marcin ożenił się powtórnie, z Joanną pochodzącą z Rawy Ruskiej. Rodzice Joanny byli dość bogaci, mieli restaurację w centrum Rawy, przy samym rynku. Joanna zaopiekowała się małymi dziećmi Marianny jak swoimi. Nie wiadomo czy Joanna i Marcin mieli swoje dzieci. Marcinowi powodziło się dobrze w życiu. Świadczy o tym fakt, że potrafił wykształcić dzieci, co nie było łatwe w tym czasie. Nic bliżej nie wiadomo o dacie śmierci Marcina ani jego drugiej żony.

* * *

      Z dwu córek Michała, które dożyły wieku dorosłego (najmłodsza Urszula zmarła w wieku 15 miesięcy), postacią wyjątkowo malowniczą była starsza Wiktoria (ur. 22.12.1831r.).
      Miała ona niezwykle bujną naturę i niesamowity temperament. Odziedziczyła go po matce Katarzynie i Woźniakach, ale także w genach Piotrowskich zakodowana była niezwykła żywotność. Była dziewczyną dużej urody, bardzo samodzielną, pewną siebie. Te cechy niekoniecznie podobały się ewentualnym kandydatom na męża Wiktorii. A wymagania w stosunku do przyszłego męża miała duże. Wszystko to sprawiło, że lata biegły a Wiktoria ciągle była panną.
      Według bardzo skąpych przekazów rodzinnych na ten temat, w końcu zaplątała się w jakiś romans z którymś z młodych Giebułtowskich ze Srogowa czy Pakoszówki, przebywającym w odwiedzinach u krewniaków w Strachocinie. Oczywiście, o małżeństwie nie było mowy, jedynym efektem tego romansu był nieślubny syn, Jan (ur. 14.06.1858r.). Ojcem chrzestnym małego Jana był wuj zmarłego właściciela strachockiego folwarku, Floriana, Kalikst Giebułtowski, matką chrzestną była Regina Apolonia z Piotrowskich Klimkowska. Fakt trzymania do chrztu dziecka Wiktorii przez Giebułtowskiego w jakimś stopniu potwierdza rodzinną plotkę o ojcu malucha, prawdopodobnie strachoccy Giebułtowscy czuli się współodpowiedzialni za całą sprawę. Także w późniejszym życiu Giebułtowscy pomagali Wiktorii. Prawdopodobnie romans Wiktorii trwał dłużej, doczekała się ona następnych dzieci, Marianny (ur. 2.04.1861r.) i Wincentego (ur. 11.06.1869r.). Nie wiadomo czy były to dzieci tego samego ojca co Jan, wiedziała to tylko Wiktoria, ale prawdopodobnie nie podzieliła się tą wiadomością z nikim, przynajmniej nic o tym nie mówi tradycja rodzinna. Wszystko jednak wskazuje że tak, chociaż rodzicami chrzestnymi dla pozostałej dwójki nie byli już Giebułtowscy. Mała Marianna zmarła zaledwie 13 dni po urodzeniu. Młodszy syn, Wincenty, zmarł w wieku 21 lat. Nic bliżej nie wiemy o tej śmierci w kwiecie wieku, nie wiadomo co było jej przyczyną. Należy podkreślić, że wbrew temu, co można by sądzić o obyczajach tamtych czasów, ilość nieślubnych dzieci w Strachocinie była stosunkowo duża i przychodziły one na świat w najróżniejszych rodzinach. Wyjątkowy jedynie był w tym przypadku fakt, że Wiktoria doczekała się aż trójki nieślubnych dzieci, z reguły to były pojedyncze „wpadki”. W przypadku Wiktorii sprawa była o wiele poważniejsza, chodziło zapewne o głębokie uczucie z obydwu stron, które nie mogło być zrealizowane w sposób konwencjonalny poprzez małżeństwo. Zrozumiałe, że o całej sprawie mówiono w rodzinie niechętnie, była ona ściśle strzeżoną rodzinną tajemnicą.
      Wiktoria mieszkała ze swoimi synami w domu rodzinnym, z matką i braćmi, pracując we wspólnym gospodarstwie i wychowując dzieci. Trudno powiedzieć jaki był wzajemny stosunek domowników do siebie przy takiej ilości ludzi i ciasnocie pomieszczeń. Z pewnością dochodziło do spięć, szczególnie z bratową Marią, żoną Błażeja, która próbowała zaprowadzać porządki zgodne z jej przyzwyczajeniami z rodzinnego domu Radwańskich.
      W wieku 42 lat Wiktoria zdecydowała się na małżeństwo ze Stanisławem Żyłką, 60-letnim wdowcem pochodzącym z Bażanówki. Ślub odbył się 25.02.1873r. w Strachocinie, świadkami byli Jakub Żyłka i Michał Kędzior, mieszkańcy Bażanówki. Małżeństwo to zostało zaaranżowane przez Giebułtowskich-Morzów, właścicieli folwarku, Stanisław był stałym pracownikiem u nich we dworze. Przy ich pomocy wybudował dom na działce gminnej, w środku wsi, niedaleko od miejsca, gdzie później stanął budynek szkoły, w pobliżu charakterystycznego pagórka zwanego ”Mogiłą” (więcej na temat „Mogiły” powiedziano przy omawianiu rodu Mogilanych). Stanisław zamieszkał w nim z Wiktorią i jej synami, sam już nie doczekał się dzieci z Wiktorią. To małżeństwo Wiktorii z pracownikiem Giebułtowskich-Morzów, a także ich pomoc w budowie domu, także w jakiś sposób uwiarygodniają informację o ojcu dzieci Wiktorii. Wiktoria w posagu dostała trochę ziemi po ojcu Michale, ale nie było to wiele. Prawdopodobnie część z tego to były działki wniesione Michałowi w posagu przez Katarzynę, położone w górnej części wsi, na posiadłościach Woźniaków. W sumie gospodarstwo Stanisława i Wiktorii było maleńkie, Stanisław pracował ciągle we dworze, ale musieli oni żyć bardzo oszczędnie, żeby nie cierpieć biedy. Wiktoria zmarła 22.01.1899r., została pochowana na strachockim cmentarzu.

      O młodszej córce Michała, Franciszce (ur. 5.03.1835r.), w tradycji rodzinnej nie zachowały się żadne pewne wiadomości. Prawdopodobnie wyszła za mąż za mieszkańca Starej Wsi koło Brzozowa. Jej mąż miał na imię Franciszek, ich potomkowie utrzymywali kontakty rodzinne z Piotrowskimi w Strachocinie jeszcze w latach 50-tych XX wieku (Piotrowscy nocowali tam podczas pielgrzymek do cudownego obrazu w klasztorze OO. Jezuitów). Pod koniec życia Franciszka z jakiegoś powodu musiała jednak wrócić do rodzinnej wsi, zmarła w Strachocinie 23.02.1906r.

 
Do podrozdziału 'Rozpad wspólnoty (Giyry-Piotrowscy)'
Do spisu treści
Do podrozdziału 'Rozpad wspólnoty (Frynie-Piotrowscy)'

 
Do witryny Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny
Powrót do witryny Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny"