Władysław Henryk Piotrowski
 
Piotrowscy ze Strachociny w Ziemii Sanockiej

 

3. Druga „siła” w Strachocinie

Wnukowie Michała, dzieci Andrzeja |  Giyry-Piotrowscy |  Piotrowscy „z Kowalówki”
wnukowie Wojciecha, dzieci Kazimierza |  wnukowie Szymona I (Szumy-Piotrowscy)
Dzieci Michała Szuma-Piotrowskiego

      Mimo ubytku „sił” w wyniku emigracji potomków Kazimierza (a prawdopodobnie także innych przedstawicieli rodu) klan Piotrowskich w Strachocinie rozwijał się bardzo dynamicznie. Piotrowscy usadowili się z biegiem czasu w czterech miejscach we wsi. Poza dziedzictwem Stefana w dolinie Potoku Kiszkowego (Dąbrowskiego) - domy nr 43 i 44, były to posiadłości w górnej części (dom nr 14) i środkowej części wsi (domy nr 32 i 37). W sumie należało do nich w pierwszej połowie XIX wieku 2,5 - 3 „łany”, tj. 64 - 76 ha ziemi. Stali się drugą „siłą” gospodarczą we wsi. Pod względem łącznej powierzchni gospodarstw wyprzedzali ich jedynie (ale zdecydowanie!) Radwańscy. Piotrowscy wyprzedzali nieznacznie Galantów (ci byli liczniejsi ale ubożsi), oraz już zdecydowanie Cecułów, Lisowskich, Sitków, Błażejowskich i Adamiaków.
      W ciągu ponad stu lat z jednej rodziny Stefana Piotrowskiego powstał klan liczący 11 rodzin jego praprawnuków.
      Piotrowscy z reguły byli dobrymi gospodarzami. W prowadzeniu gospodarstw wzorowali się na najlepszych. Sięgali po wzory nawet do okolicznych folwarków. Byli pracowici i oszczędni, dbali o służbę, ale nie zatrudniali jej dużo. Polegali głównie na pracy członków rodzin. Ich znaczenie we wsi, nie tylko gospodarcze ale i na innych polach, rosło z pokolenia na pokolenie. Świadczyły o tym nie tylko małżeństwa młodych Piotrowskich, ale także inne aspekty życia społecznego, np. pełnienie roli rodziców chrzestnych. Oczywiście, o takiej a nie innej pozycji w wiejskiej hierarchii decydowała nie tylko przynależność do klanu Piotrowskich, ale cechy osobiste poszczególnych przedstawicieli rodu. Z drugiej strony, brak zarejestrowanego udziału w życiu społecznym nie świadczył o braku uznania czy szacunku ze strony mieszkańców wsi, raczej o specyficznych cechach charakteru. Przedstawiciele klanu Piotrowskich z reguły byli ludźmi zamkniętymi w sobie, mało towarzyskimi, introwertykami. Ale zdarzały się wyjątki, począwszy od Kazimierza I (syna Stefana) w drugim pokoleniu, poprzez Szymona „z Kowalówki” i Michała „Szuma” w czwartym pokoleniu do Franciszka Jana w piątym pokoleniu. Oni byli zdecydowanymi liderami wśród Piotrowskich, mieli przemożny wpływ na opinię o całym klanie, niemniej liczyła się także postawa innych przedstawicieli rodu.
      Miarą powodzenia Piotrowskich były także ich inwestycje, które w tym niesprzyjającym okresie robili. Zbudowali co najmniej trzy nowe domy mieszkalne, a bardzo prawdopodobne że aż sześć. Nowe domy były budowane według tradycyjnych zasad obowiązujących w tym czasie przy budowie domów w Strachocinie. Były to domy drewniane, z bali jodłowych, uszczelnianych mchem i gliną. Ciągle mieściły pod jednym dachem część mieszkalną i inwentarską. Dachy, bardzo wysokie w stosunku do ścian, były kryte słomianą strzechą. Zdaniem mieszkańców słomiana strzecha była lepsza niż dach gontowy, dawała ochłodę w lecie, trzymała ciepło w zimie.
      Domy były zdecydowanie mniejsze od dawnych, obszernych „dworzyszcz”, w których musiało się znaleźć miejsce nie tylko dla licznej rodziny, ale i kilku osób służby. A także miejsce na plony i zapasy z dużo większych gospodarstw. Układ domu był z reguły wszędzie ten sam, z zewnątrz domu wchodziło się do sieni, z sieni na lewo do izby, na prawo do obory. Sień nie miała powały, widać było poszycie dachu. W sieni stała drabina do wyjścia na strych. Najważniejszym pomieszczeniem w domu była obszerna kuchnia, w której koncentrowało się życie rodziny przez cały dzień. W kuchni królował duży piec chlebowy a obok niego tzw. nalepa, to znaczy miejsce na palenisko do codziennego gotowania strawy. Garnki w których gotowano stały na żelaznym trójnogu. Domy były ciągle kurne, mimo że już w 1783r. cesarz Józef II, w trosce o warunki higieniczno-zdrowotne poddanych, nakazał budowanie chałup z kominami z niepalonej cegły. Oznaczało to, że dym z pieca chlebowego, jak i z ognia na nalepie, unosił się swobodnie na izbę, układając się tam w grubą warstwę u góry, jedynie dolna część izby, najwyżej na metr wysokości, wolna była, o tyle o ile, od dymu. Podczas palenia można było w izbie stać czy chodzić schylając się nisko, bo dym dławił i gryzł w oczy, szczególnie kiedy paliło się surowym, mokrym drewnem. W dymie tym suszyły się zarazem drwa na opał ułożone wysoko pod powałą na dwu grubych równoległych belkach. Dym z izby uchodził na strych otworem w powale, tzw. dymnikiem, jednak duża jego część wychodziła przez ciągle otwarte drzwi do sieni. W lecie nie było z tym problemu, ale w zimie przez otwarte drzwi ciągnął często siarczysty mróz. Gotowanie posiłków czy pieczenie chleba było w tych warunkach ogromnie kłopotliwe. Okropnie wyglądała także izba, górna część ścian i powała pokryta była grubą warstwą zeskorupiałej sadzy, którą raz w roku (przed Wielkanocą) z trudem zeskrobywano. O malowaniu wapnem nikt jeszcze wtedy nie myślał. Domy takie budowano od stuleci i nikt długo nie próbował tego zmieniać. Były po temu racjonalne powody, obawiano się że kuchnia z kominem potrzebuje więcej opału, a z tym zawsze był w Strachocinie problem. Poza tym uważano, że dym świetnie konserwuje drewno domu i zabezpiecza je przed butwieniem i gniciem, a także przed robactwem (co było prawdą!).
      Z biegiem czasu stare domy przebudowywano na tzw. „półkurne”, tj. z przewodem kominowym wyprowadzonym na strych, ale działo się to dopiero pod koniec XIX wieku. Powały zostały wtedy polepiona gliną i pomalowana wapnem na biało. Izby mieszkalne w domu z reguły były dwie, w bogatszych domach trzy, duża kuchnia i maleńki alkierz (lub dwa), drzwi do alkierza były bardzo niskie, aby dym nie przedostawał się do niego, podłoga w obu izbach była gliniana, wygładzona specjalną tłustą gliną odporną na ścieranie (była łatwo dostępna w Strachocinie). Okienka w izbach były bardzo małe, dające niewiele światła, tak że w izbach panował ciągle półmrok, szczególnie w pochmurne, zimowe dni. Były racjonalne powody tak małych okien wynikające z wielowiekowego doświadczenia. Chodziło nie tylko o koszt szyb, czy większe straty ciepła, ale także ochronę przed złodziejami.
      Integralną częścią domu była obora (stajnia) do której wchodziło się wprost z sieni. Oczywiście, na zewnątrz prowadziły oddzielne drzwi, przez które wprowadzano bydło. W oborze, oprócz krów i owiec, stały konie i w oddzielnym chlewiku świnie (najczęściej jedna, tylko najbogatsi mieli jednocześnie dwie lub trzy). Poniżej domu usytuowany był gnojownik, w którym składano obornik z obory (stajni) i inne śmieci i odpady. Obok domu rosły zazwyczaj potężne drzewa, lipy, dęby lub topole, bardzo często z bocianim gniazdem. Bociany osiadały chętnie we wsi, pełnej małych zbiorników wodnych. Obok domu, najczęściej powyżej (ze względu na gnojownik), sytuowano studnie. Typowa studnia miała obudowę z bali drewnianych i żuraw do wyciągania wiadra z wodą (wiadra były drewniane). Istniały także płytkie studnie, przy których nie potrzebny był żuraw. W Strachocinie raczej nigdy nie było trudności z wodą pitną jeżeli chodzi o ilość, gorzej było z jakością, w wielu miejscach woda miała smak nafty.
      Budowa domu była dla każdego strachockiego gospodarza ogromnym wydatkiem. Lasy w Strachocinie nie dostarczały odpowiedniego budulca, trzeba go było sprowadzać z innych miejscowości, najczęściej z sąsiedniego Srogowa lub Falejówki. Kosztowało to dużo pieniędzy i wysiłku. Dlatego na budowę nowego domu decydowano się bardzo rzadko, w ostateczności, kiedy stary dom walił się domownikom na głowę. Domy były użytkowane 100 i więcej lat. Do wznoszenia domów wynajmowano cieśli, ale większość prac wykonywał gospodarz z rodziną, pomagali mu sąsiedzi. Rozpoczęcie i zakończenie budowy było wielką uroczystością. Przed położeniem pierwszej belki („troma”), pod węgły domu kładziono krzyżyki, kawałki świecy paschalnej i monety, poświęcano święconą wodą. Przy okazji urządzano przyjęcie dla rodziny i sąsiadów. Zakończenie budowy kończyło się tzw. „wiechą”, wywieszeniem wieńca na krokwiach domu i także przyjęciem, mocno „zakrapianym”. Z reguły budowa domu na wiele lat zmuszała do skrajnych oszczędności nawet na podstawowych potrzebach i wpędzała rodzinę w prawdziwą biedę. Na szczęście, w przypadku Piotrowskich do tego nie dochodziło.
      Jeżeli chodzi o gospodarowanie na roli i styl codziennego życia Piotrowskich, zmiany w ciągu minionych 30 lat nie były wielkie. Pierwsza połowa XIX wieku to trudny okres w życiu Strachociny. Jest to okres kiedy zaczynają coraz szybciej wzrastać różnice pomiędzy poszczególnymi rodzinami i rodami. Wysokie podatki nakładane przez rząd austriacki z jednej strony i niskie ceny żywności z drugiej, wymagają wywożenia coraz większych ilości produktów z gospodarstwa na rynek. A gospodarstwa we wsi robią się coraz mniejsze. Na szczęście, dotyczy to w mniejszym stopniu Piotrowskich, ale także ich okoliczności zmuszają do coraz większego wysiłku, aby utrzymać dotychczasowy poziom życia, do intensywniejszej gospodarki.
      Jak już wspomniano wcześniej, wzorem najlepszych gospodarzy we wsi, a także folwarku, doskonalą oni stosowanie płodozmianu, rozwijają hodowlę (w tym celu coraz więcej sieją koniczyny). Większa ilość obornika pozwala na lepsze nawożenie gleby, na większe plony. Co prawda, wszystko to odbywa się ciągle na bardzo niskim poziomie, ale postęp jest ciągły. W wyżywieniu coraz większą rolę odgrywają ziemniaki i rośliny strączkowe, głównie groch. Mięso jest coraz rzadszym gościem na stołach Piotrowskich. Praktycznie wszystko co się uda wyhodować i cały nabiał (może za wyjątkiem pewnej ilości mleka) trzeba wywieźć na targ i sprzedać, żeby uzyskać potrzebną gotówkę.
      Jednak mimo wszystko, jak już wspomniano, Piotrowscy dzięki rozsądnej, oszczędnej gospodarce potrafili utrzymywać w miarę przyzwoity (w porównaniu z innymi mieszkańcami wsi) poziom życia swoich rodzin. Oczywiście, decydująca była tutaj wielkość gospodarstw, mimo podziałów wszyscy Piotrowscy posiadali jeszcze „przyzwoite” gospodarstwa. Ale także wśród nich systematycznie rosły różnice majątkowe. Pod względem zamożności na czoło rodowej stawki wyszli Giyry-Piotrowscy, potomkowie Michała II juniora, na drugim miejscu byli Frynie-Piotrowscy, potomkowie Kazimierza Józefa, Wojciechowego syna.

      Wnukowie Michała (I)
      Dzieci Andrzeja:

      Dziedzicem Andrzejowego gospodarstwa i domu nr 32 został najstarszy syn Sebastian (ur. 28.12.1777r.).
      Sebastian Piotrowski ożenił się z Marianną Kuźniarską, córką Tomasza Kuźniarskiego i Agnieszki Adamiak.
      W Strachocinie żyła w XVIII wieku tylko jedna rodzina Kuźniarskich, rodzina Tomasza. Nic bliżej nie wiadomo o pochodzeniu Kuźniarskich, pojawili się w Strachocinie dopiero w drugiej połowie XVIII wieku, a już w połowie XIX wieku nazwisko Kuźniarskich zaginęło we wsi, bratanek Marianny, Jan (ur. 1824r.), miał co prawda syna Andrzeja, ale nie zostawił on męskich potomków we wsi. Tomasz Kuźniarski, ojciec Marianny, mieszkał w domu nr 2, tuż przy zabudowaniach dworu, i był prawdopodobnie domem „funkcyjnym”, tak więc Tomasz pełnił jakąś funkcję we dworze. Ożenił się z rodowitą Strachoczanką, Agnieszką Adamiak (ur. 9.01.1761r., rodzice chrzestni - Michał Błażejowski i Marianna Woytowicz-Daszyk), córką Stefana Adamskiego i Agnieszki Błażejowskiej. Ślub odbył się 12 listopada 1780r., świadkami byli Sebastian Romerowicz, Andrzej Radwański i Józef Woytowicz. Marianna, żona Sebastiana, urodziła się 15.03.1790r. Jej rodzicami chrzestnymi byli Andrzej Radwański i Zofia Winnicka. Wszystkie wymienione osoby to członkowie strachockiej „elity”, świadczy to o wysokiej pozycji Kuźniarskich we wsi. Starszy brat Marianny, Jan Kuźniarski, ożenił się z daleką kuzynką Sebastiana, Zofią Piotrowską, córką Szymona „z Kowalówki”. Małżeństwo Marianny z Sebastianem Piotrowskim było kolejnym potwierdzeniem wysokiej pozycji Kuźniarskich we wsi. Sebastian był 13 lat starszy od swojej żony, w chwili ślubu, który miał miejsce ok. 1813 roku, był już dojrzałym, 36-letnim mężczyzną. W ożenku wyprzedzili go młodsi bracia, Franciszek Jan i Józef. Niewykluczone, że późne małżeństwo Sebastiana było spowodowane jego służbą wojskową. Jest pewne, że Sebastian, jako najstarszy syn Andrzeja, gospodarza we wsi należącej do dóbr rządowych, służył w armii cesarskiej. Okres jego służby przypadał na czasy wojen napoleońskich, Austria trzymała pod bronią ogromną armię, którą częściowo rozpuściła po klęsce Napoleona w wyprawie na Rosję w 1812 roku. Tak więc Sebastian prawdopodobnie dopiero po powrocie z wojska mógł pomyśleć o ożenku.
      Sebastian i Marianna mieli czwórkę dzieci, Macieja Józefa (ur. 21.02.1815r.), Kacpra Pawła (ur. 6.01.1818r.), Kazimierza (ur. 11.02.1821r.) i Apolonię (ur. 12.02.1825r.).

      Ciekawe, że jako miejsce urodzenia najstarszego syna Sebastiana wpisano w „Księdze” dom nr 37, dom stryja, Szymona Piotrowskiego „z Kowalówki”. Prawdopodobnie Sebastian jakiś czas po ślubie zamieszkał przejściowo u stryja, pomagając mu w gospodarstwie. Jak już wspominano wcześniej, taka forma „terminowania” w gospodarstwach krewniaków była dość często praktykowana w Strachocinie. U ojca Andrzeja, w starym domu Romerowiczów, musiało być bardzo ciasno, mieszkali tam młodsi bracia Sebastiana z rodzinami. Dopiero pozostałe dzieci Sebastiana urodziły się w domu dziadka Andrzeja (nr 32), tak więc z tego wynika, że po dwu latach Sebastian wrócił na ojcowiznę. Rodzicami chrzestnymi dzieci Sebastiana byli: dla Macieja Józefa i Kazimierza - Michał Sitek i Agnieszka Daszyk, dla Kacpra Pawła - Tomasz Mogilany i Agnieszka Daszyk, a dla Apolonii - Franciszek Piotrowski i Zofia Kuźniarska. Michał Sitek to sąsiad Piotrowskich z domu nr 31, Agnieszka Daszyk to żona kuzyna Sebastiana, Andrzeja Mikołaja Daszyka-Woytowicza, Franciszek Piotrowski to rodzony brat Sebastiana, a Zofia Kuźniarska to żona brata Marianny, Jana Kuźniarskiego, z domu Piotrowska, kuzynka Sebastiana.
      Sebastian osobiście musiał być człowiekiem zamkniętym w sobie, mało towarzyskim. Ani razu nie został zaproszony do pełnienia roli ojca chrzestnego przez mieszkańców wsi, co zdarzało się rzadko w rodzinie Piotrowskich. Zapewne nie miał bliskich przyjaciół, a rodzina (bliższa i dalsza) wolała w roli chrzestnego jego młodszego brata Franciszka. Trudno cokolwiek powiedzieć o Mariannie w tej roli. W okresie 1813 - 30 Marianna Piotrowska występuje jako matka chrzestna aż 32 razy, ale w tym czasie żyło we wsi co najmniej cztery Marianny w odpowiednim wieku, oprócz Marianny, żony Sebastiana, także żona jego brata Franciszka Jana, żona Wojciecha Marka i żona kuzyna Kazimierza „z Kowalówki”. Z zapisów w „Księdze” często nie wynika jednoznacznie o którą Mariannę chodzi.
      Sebastian został dziedzicem ojcowskiego gospodarstwa i rodzinnego domu (nr 32), także opiekunem starych rodziców, Andrzeja i Katarzyny. Przyszło mu gospodarzyć w bardzo trudnym okresie. Wyniszczona wojnami Austria nakładała na swoich poddanych ogromne podatki. Aby się z nich wywiązać Sebastian musiał żyć bardzo oszczędnie i często odmawiać sobie i najbliższym rzeczy najpotrzebniejszych. Jakoś mu się to udawało. Jako ojciec był surowy i wymagający. Gospodarzył ponad 30 lat, zmarł 1 czerwca 1847 roku w wieku 70 lat, z przyczyn „naturalnych” (ordinaria), zaopatrzony Św. Sakramentami. Pochowany został dwa dni później na strachockim cmentarzu, ceremoniom pogrzebowym przewodniczył strachocki proboszcz ks. Antoni Sokołowski. W „Księdze zgonów” ksiądz określił wiek Sebastiana na 76 lat, potwierdza to po raz kolejny niedokładność zapisów, szczególnie jeżeli chodzi o wiek zmarłych, który podawano najczęściej „na oko”, nie sprawdzając daty urodzin w „Księdze Metrykalnej”. Marianna przeżyła męża jedynie o cztery lata, zmarła 1 lutego 1851 roku, także z przyczyn „naturalnych”, zaopatrzona Św. Sakramentami. Pochowana została obok męża.

      Młodszy syn Andrzeja, Franciszek Jan (ur. 7.10.1779r.), ożenił się ok. 1808 roku z Marianną Galantówną, córką Antoniego Galanta i Konstancji Radwańskiej. Marianna urodziła się 23.08.1793 roku, tak więc w chwili ślubu miała zaledwie 15 lat. Przypadki ślubów w tak młodym wieku były rzadkie, ale zdarzały się w tym czasie. W takim przypadku konieczne było specjalne zezwolenie od rodziców, wpisane do „Księgi Metrykalnej”.
      Ród Galantów przedstawiono szerzej przy okazji ślubu Ignacego Piotrowskiego (syna Kazimierza) z Agnieszką Galant, ciotką Marianny. Ojciec Marianny, Antoni, to rodzony brat Agnieszki, urodzony 4.06.1764 roku, syn Józefa Galanta i Katarzyny, drugiej żony Józefa (ślub Józefa i Katarzyny odbył się 5.02.1762r.). Matka Marianny, Konstancja Julia Radwańska, była córką Kazimierza Radwańskiego i Marianny Adamiak (córka Stefana Adamiaka i Agnieszki z Błażejowskich). Ślub Kazimierza i Marianny Radwańskich odbył się 1.03.1772 roku, Konstancja była najstarszą córką Radwańskich, urodziła się 18.02.1773r. Kazimierz pełnił jakąś funkcję na dworze Giebułtowskich, matką chrzestną Konstancji była krewniaczka Giebułtowskich, Magdalena Wyszyńska, żona administratora Bażanówki, ojcem chrzestnym Jan Grynfelt, dzierżawca majątku plebani strachockiej (Tenutaris Plebania Strachocinensis). Ślub Antoniego Galanta i Konstancji Radwańskiej odbył się w 1790 roku. Galantowie zamieszkali w domu ojca Antoniego (dom nr 35), położonym na prawym brzegu Potoku Różowego, w środku wsi. Dom ten (i następne w tym miejscu) pozostał w rękach Galantów aż do współczesnych czasów. Marianna była drugim dzieckiem Galantów, miała 7 braci (Józefa, Jana, Stanisława, Wawrzyńca, Jakuba, Michała i Szymona) i siostrę Teklę.
      Franciszek Jan i Marianna po ślubie zamieszkali, przejściowo, u Radwańskich „z Górki” w domu nr 17. Zapewne miało to jakiś związek w więzami pokrewieństwa Marianny z Radwańskimi (poprzez matkę), ale prawdopodobnie Franciszek pracował u Jana Radwańskiego „z Górki”. Gospodarstwo ojca było zbyt małe, żeby zapewnić w miarę dostatni byt młodemu małżeństwu.
      W domu „na Górce” urodziła się córka Franciszka, Rozalia (ur. 2.08.1809r.). Rodzicami chrzestnymi byli Jan Sitek i Marianna Radwańska. Jan Sitek to pasierb Stefana Piotrowskiego, brata dziadka Franciszka, Michała, Marianna Radwańska to żona Jana Radwańskiego „z Górki”, „pracodawcy” Franciszka.
      Małżeństwo Franciszka z młodziutką Marianną nie trwało długo, Marianna zmarła przed 1815 rokiem (nie wykluczone, że tuż po porodzie Rozalii).
      W 1815 roku młody wdowiec ożenił się z Zofią Radwańską, córką Andrzeja Radwańskiego i Agnieszki Daszyk.
      Ród Radwańskich został przedstawiony już wcześniej, jak wielokrotnie podkreślano, Radwańscy to pierwszy ród w Strachocinie. Ojciec Zofii, Andrzej Radwański, był synem Macieja Radwańskiego i Agnieszki Katarzyny, urodził się 22.11.1757r. Matka Zofii, Agnieszka, była córką Józefa Woytowicza-Daszyka i Agnieszki Romerowicz, urodziła się 24.01.1767r. (jej matką chrzestną była Katarzyna Piotrowska, żona Michała). Radwańscy mieszkali w domu nr 12, w górze wsi. Mieli 7 dzieci: Mariannę Konstancję (ur. 16.02.1787r.), Katarzynę (ur. 24.09.1789r.), Zofię (ur. 7.08.1793r.), żonę Franciszka Jana, Franciszkę (ur. 3.03.1796r.), Michała (ur. 13.09.1798r.), Magdalenę (ur. 15.03.1801r.) i Jana (ur. 10.06.1804r.). Rodzicami chrzestnymi Zofii byli Andrzej Daszyk i Marianna Radwańska, bliscy krewniacy rodziców.
      Po ślubie Franciszek Jan i Zofia zamieszkali w domu rodziców Zofii. Tam przychodziły na świat ich dzieci, Wincenty (ur. ur. 15.07.1816r.), Brygida (ur. 3.10.1819r.), Franciszek (ur. 17.02.1822r.), Sebastian (ur. 16.01.1825r.), Andrzej (ur. 14.11.1827r.), Julianna Joanna (ur. 19.06.1829r.). Ciekawe, że przy wpisach do „Księgi chrztów” dzieci z drugiego małżeństwa księża używają drugiego imienia Franciszka, Jan. Nie ma żadnych wątpliwości, że chodzi o Franciszka Jana, syna Andrzeja, ale prawdopodobnie używał on na co dzień imienia Jan i takie podawał księdzu przy zapisach urodzin dzieci.
      Rodzicami chrzestnymi dzieci Franciszka i Zofii byli: dla Wincentego - Andrzej Lisowski i Marianna Piotrowska, dla Brygidy - Sebastian Daszyk i Marianna Mielecka, dla Franciszka i Andrzeja - Józef Radwański i Marianna Daszyk, dla Sebastiana i Julianny - Sebastian Daszyk i Magdalena Radwańska. Z wyjątkiem Andrzeja Lisowskiego, przyjaciela Franciszka, wszyscy to bliższa lub dalsza rodzina Zofii lub Franciszka Jana. Sebastian Daszyk (a właściwie Woytowicz) to wuj Zofii, brat matki, Marianna Daszyk to żona Sebastiana, Marianna Piotrowska to bratowa Franciszka, żona brata Sebastiana, Marianna Mielecka to siostra Zofii, z domu Radwańska, żona Sebastiana Mieleckiego, Magdalena Radwańska to druga siostra Zofii, Józef Radwański to mąż Magdaleny.
      Ok. roku 1830 Franciszek Jan przeniósł się z rodziną do swojego domu rodzinnego (dom nr 32). Nie wiadomo co było przyczyną tego powrotu. Być może jakieś niesnaski z teściami i rodzeństwem Zofii, a może brak perspektyw na przyszłość, Zofia miała dwu dorosłych braci, którzy w przyszłości mieli zostać dziedzicami gospodarstwa Radwańskich (został nim najmłodszy Jan). Prawdopodobnie ojciec Andrzej Piotrowski już nie żył gdy Franciszek wrócił na rodzinne „śmieci”. W rodzinnym domu Piotrowskich było dość ciasno, mieszkali w nim bracia, Sebastian i Józef z rodzinami, tak więc przyczyny, które spowodowały powrót Franciszka musiały być poważne. Po powrocie na ojcowiznę Franciszkowi urodziło się jeszcze dwoje dzieci, Justyna (ur. 21.05.1832r.) i Benedykt (ur. 21.03.1835r.). Rodzicami chrzestnymi byli: dla Justyny - Józef Radwański i Marianna Daszyk, dla Benedykta - Sebastian Daszyk i Franciszka Adamiak. Wszyscy to bliska rodzina, Franciszka to kolejna siostra Zofii, żona Wojciecha Adamiaka.

      Franciszek Jan był postacią niezwykle popularną w Strachocinie. Wśród Piotrowskich wyjątkową ze względu na swój otwarty charakter i duży talent towarzyski, pod wieloma względami przypominał Szymona „z Kowalówki”, kuzyna ojca, i Kazimierza I, pradziadowego brata. Pod względem charakteru był zupełnie różny od starszego brata Sebastiana. Był bardzo często zapraszany do pełnienia roli ojca chrzestnego we wsi, nie tylko przez najbliższą rodzinę, ale i przez innych, którzy poczytywali sobie za honor mieć za ojca chrzestnego swoich dzieci Franciszka Jana Piotrowskiego. Pod tym względem był absolutnym rekordzistą wśród Piotrowskich, a może i we wsi, trzymał do chrztu co najmniej 33 dzieci. M.in. był ojcem chrzestnym dzieci Andrzeja Lisowskiego – 6 razy, Mikołaja Galanta (i Marianny z Piotrowskich, kuzynki), Józefa Radwańskiego i Andrzeja Pączka-Pączkowskiego – po 5 razy, Antoniego Samborskiego – 3 razy i po razie – Stefana Galanta (i Marianny z Piotrowskich, kuzynki ojca), Kacpra Szczepańskiego-Berbecia, Sebastiana Radwańskiego, Andrzeja Mieleckiego, Macieja Cecuły, Mikołaja Sitka, Jana Pielecha, Katarzyny Pielech (nieślubne) i brata Sebastiana Piotrowskiego.
      Żona Franciszka, Zofia, nie pełniła ani razu roli matki chrzestnej, przez całe życie pozostawała w cieniu sławnego męża.
     Franciszek gospodarzył na wydzielonym z ojcowizny gospodarstwie, zapewne o powierzchni ok. 8 ha. Do gospodarstwa Franciszka należała także działka w górze wsi, którą wniosła w posagu Zofia. Franciszek Jan był jednym z bogatszych gospodarzy we wsi, świetnie zorganizowanym, umiejętnie uprawiającym swoją rolę. Potwierdzeniem pozycji ekonomicznej był fakt budowy pod koniec życia nowego domu na działce Zofii w górze wsi. Dom nosił numer 137 i położony był niedaleko tzw. „stawiska”. Stąd powstał przydomek tej gałęzi Piotrowskich, której początek dał najstarszy syn Franciszka Jana, Wincenty – Piotrowscy „spod Stawiska”. Franciszek przeprowadził się z całą rodziną do nowego domu, ale chyba niedługo się nim cieszył, zmarł przed 1846 rokiem. Zofia niewiele przeżyła męża, zmarła 14 kwietnia 1850 roku w wieku 57 lat z przyczyn „naturalnych”. Najmłodszymi dziećmi zaopiekowała się siostra Zofii, Marianna i jej mąż Sebastian Mielecki, którzy czasowo zamieszkali w nowym domu Piotrowskich.

      Kolejny syn Andrzeja Piotrowskiego, Józef, ożenił się z Ewą Kossar, pochodzącą z sąsiedniej Pakoszówki. Nic bliżej nie wiadomo o rodzinie Ewy, według miejscowej legendy była pochodzenia wschodniego, turecko-tatarskiego lub kaukaskiego. Nie wiadomo dlaczego Józef szukał żony w Pakoszówce, a nie w rodzinnej wsi. Bardzo możliwe, że w grę wchodziła namiętna miłość, która spowodowała, że Józef nie dbał o opinię rodziny i dalszego otoczenia i ożenił się poza wsią rodzinną. Panny Kossarzanki z Pakoszówki słynęły ponoć z urody i temperamentu. Śniadolice, czarnookie i czarnobrewe, potrafiły podobać się na różne sposoby młodym chłopakom. Ich „ofiarą” padł niejeden ognisty strachocki kawaler, nie tylko Piotrowski.
      Po ślubie Józef wprowadził się z żoną do rodzinnego domu, 31.03.1814 roku urodziła się im córka Katarzyna. O dalszych losach Józefa i Ewy oraz ich córki nic nie wiadomo, bardzo możliwe że wyjechali ze Strachociny.

      Na temat najmłodszego syna Andrzeja, Stanisława, nie zachowały się żadne wiadomości w rodzinie. Nie wiadomo czy zmarł, czy wywędrował w świat. Może zginął w wojnie Austrii z wielkim Napoleonem? Zapewne nigdy się o tym nie dowiemy.

* * *

      Córka Andrzeja Piotrowskiego, Agnieszka (ur. ok. 1782r.), wyszła za mąż za wdowca Mikołaja Sitka (ur. 2.12.1766r.). Mikołaj był synem Jana Sitka i Agnieszki Szmyd, gospodarzem mieszkającym w środkowej części wsi, w domu nr 31. Jego pierwszą żoną była Magdalena Radwańska, to świadczyło o wysokiej pozycji jaką miał Mikołaj we wsi (a raczej jego ojciec). Agnieszka urodziła Błażejowi czwórkę dzieci: Błażeja Walentego (ur. 21.01.1816r.), Wojciecha (ur. 11.04.1818r.), Walentego (ur. 29.01.1820r.) i Katarzynę (ur. 16.11.1823r.). Potomków w Strachocinie doczekał się tylko najstarszy syn Agnieszki i Mikołaja, Błażej Sitek. Błażej ożenił się z Katarzyną Galant, córką Stanisława Galanta i Franciszki z Radwańskich, i doczekał się 6 dzieci, Salomei (ur. 1.11.1842r.), Mateusza (ur. 19.09.1845r., zmarł po roku), Szymona (ur. 27.10.1847r.), Tomasza (ur. 19.12.1850r.), Marianny (ur. 25.12.1854r.) i Józefa (ur. 18.03.1863r., zmarł dwa tygodnie po urodzeniu). Jedynie Szymon i Tomasz doczekali się potomków w Strachocinie. Szymon Sitek ożenił się z Anastazją Piotrowską (ur. 24.12.1850r.), córką Wojciecha Marcina Szuma-Piotrowskiego. Tomasz Sitek ożenił się z młodszą siostrą Anastazji, Marianną Szum-Piotrowską (ur. 15.12.1853r.). Potomków braci Sitków przedstawiono bliżej w rozdziale dotyczącym Szumów-Piotrowskich.

      Giyry-Piotrowscy

      Jak już wspomniano wcześniej, Michała – juniora Piotrowskiego, syna Michała I, nazywano we wsi Giyrem. Z biegiem czasu przezwisko Michała przeszło na całą rodzinę i ta gałąź Piotrowskich, której dał początek Michał otrzymała na zawsze przydomek Giyrów. Posiadłości Giyrów-Piotrowskich w górze wsi i dom nr 14 odziedziczył po Michale Szymon (który to już Michał i Szymon wśród Piotrowskich?!).
      Szymon (ur. 5.10.1790r.) miał wspaniałe, jak na owe czasy, dzieciństwo i młodość. Wodził rej wśród swoich rówieśników. Jako jedynakowi, synowi bogatych rodziców, nie brakowało mu pieniędzy na poczęstunek w karczmie dla kolegów. Jeżeli służył w wojsku to nie było to długo, Austria po ostatecznej klęsce Napoleona rozpuściła w dużej części swoją potężną armię i rzesze młodych żołnierzy z Galicji wróciły do domu.
      W wieku 26 lat Szymon ożenił się z Katarzyną Galant (ur. 31.08.1793r.), córką Wojciecha Galanta i Marianny z Cecułów.
      Ród Galantów był już wcześniej przedstawiony, z pannami Galantównymi chętnie żenili się nie tylko Piotrowscy, ale i przedstawiciele wszystkich znaczących rodzin we wsi. Szymon był kolejnym Piotrowskim, który to zrobił. Katarzyna pochodziła z tej rodziny Galantów, która posiadała gospodarstwo na lewym brzegu Potoku Różowego, naprzeciwko „Kowalówki” (dom nr 41).
      Ślub rodziców Katarzyny, Wojciecha i Marianny Galantów odbył się 14 listopada 1777 roku. Rodzicami Wojciecha byli prawdopodobnie Stefan Galant i Marianna, ale nie jest to całkowicie pewne, Wojciech urodził się przed 1753 rokiem, rokiem założenia „Księgi Metrykalnej”. Młodszy brat Wojciecha, Stefan junior Galant (ur. 25.03.1757r.), ożenił się z Marianną Piotrowską, córka Wojciecha. Sprawa pochodzenia matki Katarzyny, Marianny (ur. 6.01.1762r.), nie jest jasna, właściwie nie wiadomo czy jej rodzice, Szymon i Katarzyna, nosili nazwisko Cecuła czy Błażejowski. Problem ten omówiony był już wcześniej, przy okazji omawiania innych małżeństw Piotrowskich z Cecułami wywodzącymi się z rodziny, której posiadłość graniczyła z „Kowalówką”. Przy zapisie chrztu i zapisie ślubu Marianny z Wojciechem Galantem określona jest ona jako Błażejowska, tak samo przy narodzinach trójki z zarejestrowanych w „Księdze Metrykalnej” dzieci. Przy narodzinach pozostałej trójki, m.in. przy narodzinach Katarzyny, Marianna nosi nazwisko rodowe Cecuła. Już rodzice Marianny nazywani są w „Księdze” różnie przy narodzinach kolejnych dzieci, w 1753, 1762, 1765 i 1768 jako Błażejowscy, w 1757 i 1772 jako Cecułowie. Bezsprzecznie chodzi o tę samą parę rodziców, potwierdzają to także rodzice chrzestni dzieci. O powiązaniach pomiędzy Cecułami i Błażejowskimi wspominano już wcześniej, nie wykluczone że nazwisko Cecuła to przydomek pewnej gałęzi Błażejowskich, który z biegiem czasu zmienił się w regularne nazwisko.

      Szymon Giyr-Piotrowski należał do najbogatszych gospodarzy we wsi. Po rodzicach odziedziczył cały majątek Cecułów, odziedziczył również działy ojca Michała na ziemi Piotrowskich w dole wsi. Zapewne sprzedał te działy kuzynom Piotrowskim, bo w okresie późniejszym nie ma śladów własności Giyrów w tym rejonie. Żona wniosła mu także pewien posag, który „zaokrąglił” majątek Giyrów.
      Szymon i Katarzyna mieli dwójkę dzieci, Jana (ur. 20.06.1817r., zm. 29.09.1853r.) i Łucję Wiktorię (ur. 13.12.1819r., zm. 7.11.1883r.). Rodzicami chrzestnymi obojga byli, Kazimierz Piotrowski „z Kowalówki”, kuzyn Szymona, i Zofia z Piotrowskich Lisowska, także kuzynka Szymona.

      Szymon zmarł wcześnie, jeszcze przed 1824 rokiem, w wieku niewiele ponad 30 lat. Nic bliżej nie wiadomo o przyczynie jego zgonu. Młoda wdowa pozostała z dwójką małych dzieci, bez męskiej opieki, przy czym bardzo majętna jak na strachockie warunki. Nie musiała więc długo czekać na ofertę małżeńską, szybko wyszła za mąż powtórnie.
     
Jej wybrańcem został Wojciech Szymański, starszy kawaler, ale przystojny i rezolutny. Wojciech wprowadził się do domu Giyrów (dom nr 14) i poprowadził gospodarstwo. Katarzyna i Wojciech Szymańscy doczekali się jeszcze 8 dzieci, Łucji Wiktorii, Marianny, Wojciecha, Zofii, Pawła, Benedykta, Michała i Filipa (Łucja Wiktoria wyszła za mąż za Franciszka Lisowskiego, a z Marianną, ożenił się Stanisław Piotrowski, syn Bartłomieja Jana). Wojciech Szymański okazał się bardzo dobrym ojcem dla swoich pasierbów, Jan i Łucja Piotrowscy, byli traktowani tak samo jak dzieci Szymańskich, świetnie dogadywali się ze swoim przyrodnim rodzeństwem mimo dość dużej różnicy wieku. O stopniu integracji młodych Piotrowskich z rodziną Szymańskich świadczy późniejszy wpis chrztu w „Księdze chrztów” jednego z synów Jana, gdzie Jan pomyłkowo wpisany jest jako Szymański (obok umieszczono później dopisek recte Piotrowski, tj. „właściwie Piotrowski”). Katarzyna nie żyła zbyt długo, zmarła przed 1846 rokiem.

      Piotrowscy „z Kowalówki”

      Posiadłości Piotrowskich na „Kowalówce” pod koniec życia Szymona przeszły w ręce jego młodszych synów, Kazimierza i Michała. Zwyczajowy dziedzic, najstarszy syn Szymona Grzegorz nie pozostawił po sobie potomków, być może zmarł w dzieciństwie lub młodości, było to powszechne w tych czasach, niestety, dla tego okresu nie zachowały się zapisy zgonów w parafialnej „Księdze Metrykalnej”. Niewykluczone jednak, że Grzegorz wywędrował w świat poprzez służbę w armii austriackiej. Właśnie na okres jego lat poborowych przypadają lata największych rekrutacji do armii. Austria wystawiła w tym okresie ogromna armię sięgając po najgłębsze rezerwy. Niewykluczone, że Grzegorz wziął udział w wyprawie Napoleona na Rosję w 1812 roku w szeregach korpusu posiłkowego ks. Schwarzenberga (służyło w nim wielu Polaków z Galicji), a nawet w „Bitwie narodów” pod Lipskiem. Niestety, nie zachowały się o tym żadne wiadomości w tradycji rodzinnej.

      Średni syn Szymona, Kazimierz (ur. 26.02.1798r.), ożenił się z Marianną Radwańską (ur. 7.01.1802 r.), córką Kazimierza i Agnieszki, pochodzącą ze znaczącej we wsi rodziny Radwańskich „z Górki” i to on został dziedzicem ojcowskiego domu „na Kowalówce” oraz połowy gospodarstwa. Małżeństwo to było kolejnym potwierdzeniem wysokiej pozycji Piotrowskich we wsi. Dziadek Marianny, Szymon Radwański „z Górki”, żonaty był z Klarą Sidorską. Ślub Szymona i Klary odbył się 6.01.1764r. w Strachocinie, jego świadkami byli Michał Błażejowski i Józef Wroblowski.
      Ród Sidorskich w Strachocinie, z którego pochodziła Klara, nie był liczny, wymarł w XIX wieku, ostatnim jego męskim przedstawicielem był Nikodem Sidorski, ur. 17.09.1832r., wnuk brata Klary, Stanisława Sidorskiego.
      Szymon Radwański mieszkał w górnej części wsi, jego dom stał na małym wzgórku na lewym brzegu Potoku Różowego, oblanym prawie z wszystkich stron Potokiem i jego dopływami. Wzgórek ten nazywano potocznie „Górką” i stąd się wziął przydomek tej gałęzi rodu Radwańskich. Szymon był zdecydowanie najbogatszym gospodarzem we wsi, jego posiadłości położone były zarówno w górnej części wsi jak i w dolnej. Ojciec Marianny, Kazimierz Radwański (ur. 26.02.1765r.) był najstarszym synem Szymona, dziedzicem części jego fortuny położonej w dolnej części wsi. Kazimierz był, obok młodszego brata Jana, który pozostał z ojcem w domu „na Górce”, najbogatszym gospodarzem we wsi. Jego dom nosił numer 67, sąsiadował z domem Kucharskich (nr 66). Kazimierz żonaty był z Agnieszką Szczudliczonką, pochodzącą zapewne z Pakoszówki. O rodzinie Agnieszki nic bliżej nie wiadomo, jedynie to że wniosła mężowi duży posag. Kazimierz i Agnieszka mieli 9 dzieci, Agnieszkę (ur. 8.01.1793r.), Jakuba Franciszka (ur. 07.1795r.), Zofię (ur. 17.03.1797r.), Jana Józefa (ur. 06.1799r.), Mariannę, żonę Kazimierza, Andrzeja (ur. 2.11.1804r.), Annę (07.1807r.), Macieja Michała (ur. 20.9.1810r.) i Fabiana Sebastiana (ur. 3.1.1814r.). Synowie brata Marianny, Jana Józefa Radwańskiego, Feliks i Wincenty to znaczące postaci w Strachocinie. Feliks był jednym z pierwszych strachockich księży, a Wincenty długoletnim nauczycielem w strachockiej szkole.
      Mimo licznego rodzeństwa Marianna dostała bogaty posag, który wniosła do wspólnego gospodarstwa. Młode małżeństwo zamieszkało w ojcowskim domu Kazimierza na „Kowalówce” (dom nr 37).
      Kazimierz i Marianna mieli 6 dzieci, Katarzynę (ur. 16.11.1824r.), Pawła (ur. 23.01.1827r.), Jana (ur. 22.06.1833r.), Anastazję (ur. 25.12.1835r.), Zofię (ur. 26.04.1838r.) i Marię (ur. 2.01.1844r.).

      Rodzicami chrzestnymi dzieci Kazimierza byli: dla Katarzyny i Pawła - Stanisław Mogilany i Katarzyna Ekiert, dla Jana - Wojciech Szymański i Wiktoria Kucharska, dla Anastazji - Stanisław Mogilany i Katarzyna Radwańska, dla Zofii i Marii - Józef Radwański i Wiktoria Kucharska. Stanisław Mogilany to bliski przyjaciel Kazimierza i zarazem sąsiad z domu nr 34. Katarzyna Ekiert to kuzynka Marianny. Wojciech Szymański to także przyjaciel Kazimierza, mąż wdowy po kuzynie, Szymonie Giyrze-Piotrowskim. Wiktoria Kucharska to przyjaciółka Marianny, żona Szymona Kucharskiego, sąsiada Radwańskich. Józef Radwański to szwagier Marianny, mąż jej siostry Agnieszki, a Katarzyna Radwańska to druga żona Józefa (po śmierci Agnieszki). Jak widać dobór rodziców chrzestnych był dość tradycyjny, głównie to krewniacy, ale także przyjaciele Kazimierza. Uderza brak wśród nich Piotrowskich, nawet brata Michała. Sam Kazimierz był ojcem chrzestnym aż 16 razy. Jest to imponująca liczba chociaż daleko mu do wyniku ojca Szymona (28 dzieci) czy matki Anny (25 dzieci). Także Marianna była chętnie zapraszana do pełnienia roli matki chrzestnej, było to 8 razy. W przypadku Kazimierza były to dzieci nie tylko najbliższej rodziny (u siostry Franciszki Rogowskiej - 2 dzieci, u kuzyna Szymona Giyra-Piotrowskiego - 2 dzieci, u szwagra Marianny - 1 dziecko), ale także przyjaciół i znajomych - Szymańskich (4 dzieci), Ekiertów (2 dzieci), Filipów (2 dzieci), Woźniaków (2 dzieci) i Kiszków (1 dziecko). Marianna była matką chrzestną 3 dzieci szwagra Józefa Radwańskiego (z drugą żoną), poza tym dzieci Mogilanych (2 dzieci), Szymańskich (1 dziecko), Filipów (1 dziecko), Woźniaków (1 dziecko) i kuzyna Józefa Radwańskiego „z Górki” (1 dziecko).
      Kazimierz był postacią znaczącą we wsi. Trochę pomagała mu w życiu pozycja jaką miał jego ojciec Szymon, czasem jednak zdarzały się momenty gdy wspomnienie ojca było obciążeniem. Nie miał tej charyzmy co on, tej pogody ducha, otwartości na otoczenie. Jego najbliższym przyjacielem przez całe życie był młodszy brat Michał, razem tworzyli zgraną parę, starszy Kazimierz spokojny, rozważny, sumienny, młodszy brat czasem lekkomyślny, czasem nieobliczalny, spontaniczny (jak na rodzinę Piotrowskich!). Praktycznie przez całe życie mieszkali pod jednym dachem, dopiero pod koniec życia Kazimierz i Michał zdecydowali się na budowę nowych domów, co spowodowało ich rozstanie. Duży wpływ na życie rodziny Kazimierza (a także szwagra Michała) wywarła Marianna. Pochodząca z bogatej rodziny Radwańskich, gdzie panowały zupełnie inne warunki kulturowe i standardy cywilizacyjne niż w ogromnej większości strachockich domów, wniosła coś z ducha domu rodzinnego do domu swojego męża. Radwańscy wzorowali się na dworze Giebułtowskich, trzymali służbę, dbali o wygląd swojego domu i obejścia, o poziom wyżywienia i wygląd ubioru, dbali o wychowanie dzieci. Co prawda, dopiero w następnym pokoleniu zaczęli wysyłać swoje dzieci do szkół, ale już rodzice Marianny doceniali wartość edukacji i dobrego wychowania młodego pokolenia. Nie zawsze Marianna spotykała się ze zrozumieniem otoczenia, ale jej wpływ na atmosferę domu na „Kowalówce” był jednak duży.
      Opatrzność nie poskąpiła smutków i cierpień Mariannie i Kazimierzowi. Z czterech córek trzy zmarły w dzieciństwie, w najrozkoszniejszym wieku 3 i 5 lat, przy czym Anastazja i Zofia w odstępie zaledwie dwu dni.
      Pod koniec życia Kazimierz zdecydował się na budowę nowego domu dla swojej rodziny. Na tę decyzję wpływ miał przede wszystkim zły stan techniczny starego domu, który pamiętał jeszcze czasy Cecułów. Dom stanął w środkowej części działki, która przypadła w udziale Kazimierzowi przy podziale ojcowskiego majątku, ok. 60 m poniżej „gościńca”. Dom ten przetrwał aż do lat 90-tych XIX wieku, nosił tradycyjny numer 37 i zachował nazwę „Kowalówki”. Był to już typowy dom budowany w tym okresie we wsi, zdecydowanie mniejszy od dawnych „dworzyszcz” służących często za mieszkanie kilku rodzinom. Nowy dom był budowlą charakterystyczną dla tego okresu, pod jednym dachem mieścił część mieszkalną, składającą się z dwu izb, oraz część inwentarską. Dach był kryty ogromną, słomiana strzechą. Oczywiście, dom był kurny. Wspaniałą ozdobą obejścia Kazimierza była rosnąca przy gościńcu, olbrzymia stara lipa, pod koniec swojego życia mierząca w obwodzie ponad 7 metrów, o ogromnej koronie. Lipa ta dotrwała do lat 50-tych XX wieku, zwaliła się podczas burzy, liczyła prawdopodobnie wtedy co najmniej 400 lat. Wkrótce po wybudowaniu domu Kazimierz zmarł (1.06.1854r.), jako przyczynę śmierci zapisano apoplexia. Okazuje się że już wtedy budowa i wykończenie domu doprowadzało ludzi do apopleksji! Marianna przeżyła męża kilka lat, zmarła 15.03.1861r. zaopatrzona Św. Sakramentami. Jako przyczynę zgonu podano „starość” (senectus). Obydwoje zostali pochowani na strachockim cmentarzu.

      Młodszy syn Szymona, Michał (ur. 20.08.1803r.), dzieciństwo i wczesną młodość przeżył w miłej atmosferze rodzinnej, opiekowały się nim starsze siostry, Marianna i Zofia, towarzyszem zabaw i mentorem był starszy o pięć lat brat Kazimierz. Jako młodszy syn pozostawał trochę w cieniu starszego Kazimierza, ale zarazem miał więcej luzu i swobody w okresie swojej młodości.
      Michał ożenił się w wieku 25 lat z mieszkanką Strachociny Katarzyną Woźniak (ur. 12.11.1809r.), córką Tomasza Antoszyka-Wozniaka i Marianny Woytowicz-Daszyk. Katarzyna pochodziła z rodu o starej tradycji w Strachocinie, ale jeszcze do początków XIX wieku ród ten nosił nazwisko Antoszyk, a nie Woźniak.
      Na początku II połowy XVIII wieku mieszkało we wsi co najmniej czterech Antoszyków (Wojciech, Stefan, Jan i Jakub, chociaż nie wykluczone, że Jan i Jakub to ta sama osoba), prawdopodobnie Antoszykowie mieszkali w Strachocinie już przed najazdem tatarskim z 1624r. Najstarszym przodkiem Katarzyny, znanym z „Księgi Metrykalnej”, był Jakub Antoszyk, urodzony ok. 1745 roku. Jakub żonaty był z Marianną, która pochodziła spoza Strachociny. Ślub odbył się zapewne w miejscowości rodzinnej Marianny, bo nie jest odnotowany w strachockiej „Księdze Metrykalnej”. Jakub i Marianna mieli 6 lub 7 dzieci, Tomasza (ur. 8.12.1767r.), ojca Katarzyny, Antoniego (ur. 7.06.1770r.), Adama Tomasza (ur. 16.12.1772r.), Franciszkę (ur. 6.03.1776r.), Jana (1.07.1788r.), Annę (ur. 7.07.1794r.), oraz prawdopodobnie Wojciecha (ur. 18.03.1792r.) Jako ojciec Wojciecha zapisany jest Jan, ale zarówno imię matki jak i numer domu wskazuje, że Wojciech jest synem Jakuba, akurat w tym czasie w Strachocinie nie było żadnego Jana Antoszyka w odpowiednim wieku, po prostu ksiądz przy wpisie popełnił omyłkę (może na co dzień Jakuba nazywano Janem?). Jakuba łączyło coś z ówczesnym właścicielem folwarku w Pakoszówce, Franciszkiem Trzecieskim. Był on ojcem chrzestnym drugiego syna Jakuba, Antoniego (matką chrzestną była Katarzyna Radwańska). Jakub mieszkał w domu nr 9 położonym w górnej części wsi. Domy o tym numerze pozostawały w rękach rodziny aż do początków XX wieku (jeszcze Marianna, córka Kazimierza Woźniaka urodziła się w 1907 roku w domu nr 9). Jakub był zapewne bogatym gospodarzem, wskazuje na to fakt, że jego synowie, mimo podziału majątku, ciągle są określani w „Księdze” jako „kmiecie” a nie „zagrodnicy”. Czterej Antoszykowie posiadali wspólnie w XVIII wieku co najmniej dwa „łany” ziemi (ok. 48 ha), prawdopodobnie cały zachodni kraniec wsi należał do nich (być może w tym czasie duża część to były nieużytki po zniszczeniach XVII wieku). Z biegiem czasu całość tej ziemi przeszła w ręce potomków Jakuba, na początku XIX wieku inne linie Antoszyków w Strachocinie wymarły.
      Ojcem Katarzyny był Tomasz, najstarszy syn Jakuba. Tomasz ożenił się późno, prawdopodobnie dopiero w wieku 36 lat (a może był wcześniej żonaty i nie miał dzieci z pierwszą żoną?). Jego żoną została Marianna „Daszyczonka”. Zapewne chodzi o Zofię Mariannę Magdalenę, córkę Józefa Woytowicza „alias” Daszyka i Zofii Adamiak, urodzoną 25.05.1777 roku (rodzice chrzestni - Franciszek Radwański i Marianna Lisowska). Innej Marianny pasującej wiekowo wśród Daszyków w tym czasie w Strachocinie nie było. Zofia Marianna miała, co prawda, dwie starsze siostry (przyrodnie) o tym imieniu, ale pierwsza zmarła w wieku 3 lat, a druga urodziła się w 1759 roku, tak więc była starsza od Tomasza o osiem lat. W tym czasie nie było raczej małżeństw, w których żona byłaby tyle starsza od męża. Ojciec Marianny, Józef, występuje w „Księdze Metrykalnej” z pierwszą żoną Agnieszką Romerowicz czasem jako Daszyk (przy narodzinach dwu córek, Marianny - ur. 22.01.1754r. i Agnieszki - 24.01.1767r.), czasem jako Daszyk alias Woytowicz (Rozalia ur. 31.07.1763r.) a czasem jako Woytowicz - przy narodzinach Marianny (ur. 28.01.1759r.), Anny (ur. 27.05.1761r.), bliźniaków Kazimierza i Franciszki (ur. 28.02.1766r.) i Katarzyny (ur. 12.03.1770r.). Po śmierci pierwszej żony Józef ożenił się z Zofią Adamiak (ślub odbył się 6.11.1772 r.) i od tego czasu Józef wpisywany jest już konsekwentnie do „Księgi” jako Woytowicz (przy narodzinach dzieci: Teodora - ur. 24.03.1773r., Jana - ur. 6.02.1775r., Zofii Marianny Magdaleny, żony Tomasza, oraz Agnieszki - ur. 16.04.1780r.). Dopiero przy najmłodszym synu Franciszku (ur. 30.01.1788r.) znowu pojawia się nazwisko Daszyk alias Woytowicz. Perypetie z nazwiskiem ojca Marianny zostały przedstawione już wcześniej, przy omawianiu pochodzenia żony Wojciecha Piotrowskiego, wnuka Stefana, Agnieszki Romerowicz, przyrodniej siostry Marianny.
      Tomasz Antoszyk alias Woźniak odziedziczył po ojcu dom i część gospodarstwa. Sprawa z dziećmi Tomasza jest bardzo niepewna. W „Księdze Metrykalnej” zapisanych jest 8 dzieci z ojcem Tomaszem, ale z czterema różnymi matkami i to w różnej kolejności (!). Są to Marianna Daszyczonka, Marianna Ceculanka, Marianna Błażejowska i Marianna Buczkowna (intrygująca jest powtarzalność imienia!). Jeżeli to nie są pomyłki księży dokonujących wpisów, to może chodzi o dzieci dwu Tomaszów, najstarszego syna Jakuba i trzeciego z kolei, Adama Tomasza. Sprawa jest trudna do wyjaśnienia, ale nie dotyczy to akurat Katarzyny, która jest bezsprzecznie córką starszego Tomasza i Zofii Marianny Magdaleny Daszyk-Woytowicz.
      Największą zagadką rodziny Antoszyków jest zmiana nazwiska na Woźniak. Jest to jedyna zmiana na taką skalę w Strachocinie. Nie wiadomo kiedy do niej doszło. Pierwszy ślad tej zmiany to zapis rodziców chrzestnych dzieci Józefa Radwańskiego. Otóż matką chrzestną Andrzeja w 1753 r. była Marianna Woźniak, synów Mikołaja (1756r.) i Walentego (1769r.) był Jan Antoszyk, a syna Stefana (1760r.) i córki Marianny Doroty (1766r.) był Jan Woźniak. Zapewne chodzi tu o małżeństwo Jana i Marianny Antoszyków, gdzie Jan jest raz zapisany jako Antoszyk, innym razem jako Woźniak. Być może Jan to brat Jakuba, albo nawet Jan to Jakub, jak już wspomniano wcześniej. W „Księdze urodzeń” odnotowano jedynie jedną córkę Jana i Marianny Antoszyków, Agnieszkę, urodzoną w 1759 roku. Drugą córką była zapewne Barbara, żona Sebastiana Romerowicza, nie odnotowana w „Księdze”. Jan i Marianna nie mają więcej dzieci (w „Księdze”) mimo, że Marianna zmarła dopiero w 1768r. Nie można wykluczyć, że Jan i Jakub to ta sama osoba. Po śmierci pierwszej żony Marianny Jan-Jakub ożenił się powtórnie z inną Marianną. To by tłumaczyło duży rozrzut dat urodzenia dzieci Jakuba. Synowie Jakuba Antoszyka zmienili nazwisko solidarnie na Woźniak na początku XIX wieku, przy czym zrobili to w różnych latach. Najstarszy Tomasz, najbardziej zapewne przywiązany do poprzedniego nazwiska, zrobił to najpóźniej, jeszcze córka Anna, urodzona 12.07.1821 r. zapisana jest w „Księdze Metrykalnej” jako Antoszyk, dopiero przy najmłodszej córce Franciszce, urodzonej 23.09.1824 r., zapisano „Antoszyk a. Woźniak”. Młodszy syn Jakuba, Antoni, zmienił nazwisko prawdopodobnie najszybciej, jego trzeci syn Wojciech, urodził się 12.04.1807 r. jeszcze jako Antoszyk, podczas gdy kolejny syn Antoniego Jakub, urodzony 23.08.1811 r., nosi już nazwisko Woźniak. Dzieci najmłodszego syna Jakuba, Jana, począwszy od najstarszej córki Katarzyny (ur. 23.03.1817r.), zapisane są w „Księdze” już wszystkie jako Woźniak. Nie wiadomo czy nazwisko zmienili pozostali Antoszykowie mieszkający w Strachocinie. Jak już wspomniano, nie zostawili oni męskich potomków po sobie. W przekazach rodzinnych Błaszczychów-Piotrowskich nie ma wzmianki o nazwisku Antoszyk, które nosiła Katarzyna przy urodzeniu. Stąd być może zrodziło się przeświadczenie, że Woźniakowie są nową rodziną we wsi. Dlaczego rodzina zmieniła nazwisko i dlaczego na Woźniak? Być może jakimś śladem jest właśnie fakt trzymania do chrztu jednego z synów Jakuba przez właściciela folwarku w Pakoszówce. Może ojciec Jakuba pełnił u niego jakąś funkcję „woźnego” (nie wiadomo co by to miało znaczyć). Po ojcu nazwano synów „woźniakami” i ci przyjęli przezwisko jako swoje nazwisko. A może pełnił on funkcję „woźnego” (ale nie urząd Woźnego!) przy sądzie grodzkim w Sanoku? Mieszkańcy Strachociny, jako wsi „królewskiej”, byli w bliskim kontakcie z tym sądem. Odpowiedzi na te pytania na dzisiaj nie ma i pewno będzie o nią trudno.
      Wszyscy Woźniakowie żyjący w połowie XX wieku w Strachocinie (było to pięć rodzin) pochodzą od synów Jakuba, przy czym Tomasz dał początek Woźniakom „spod Widacza”, a Antoni Woźniakom „Fukarom”, „Wiszom” i „Plebańskim”. Najmłodszy syn Jakuba, Jan, nie miał męskich potomków. Z dzieci Tomasza tylko starszy brat Katarzyny Stanisław miał synów, którzy pozostawili męskich potomków. Mimo podziałów majątku Woźniakowie ciągle byli dość zamożni jak na strachockie stosunki, co powodowało, że należeli do znaczniejszych rodzin we wsi. Świadczą o tym małżeństwa braci i kuzynów Katarzyny. Stanisław ożenił się z Teklą, córką Wojciecha Radwańskiego, Andrzej z Marianną, siostrą Tekli, Michał z Franciszką, córką Sebastiana Mieleckiego, Wojciech z Marianną Galantówną, córką Tomasza, a po jej śmierci, z Konstancją, córką Andrzeja Mieleckiego. To były doskonałe partie małżeńskie we wsi. O znaczeniu Woźniaków w tym okresie świadczą także późniejsze małżeństwa panien Woźniaczanek, córek Stanisława i jego kuzynów Michała i Wojciecha. Wychodziły one kolejno za mąż za przedstawicieli znanych rodzin strachockich, Katarzyna za Błażeja Radwańskiego, Anna za Kazimierza Samborskiego, Małgorzata za Filipa Szymańskiego, Konstancja za Andrzeja Lisowskiego, Kunegunda za Macieja Romerowicza, a Klara za Stefana Adamskiego-Adamiaka. Gorzej powiodło się jedynie Magdalenie, która wyszła za mąż za stosunkowoubogiego Szymona Pisulę. Być może w tym ostatnim przypadku chodziło o jakąś wielką namiętność, tradycją w rodzinie Woźniaków była niezwykła żywotność i temperament. Skutkowało to także dużą ilością dzieci, w wyniku tego już w połowie XX w. ok. 25% mieszkańców Strachociny miało w żyłach krew Woźniaków (Kunegunda, żona Macieja Romerowicza, doczekała się ponad 30 wnucząt).
      Nie wiadomo dokładnie jak to było z małżeństwem Michała. Katarzyna Woźniak była dobrą partią jak na strachockie stosunki, ale Piotrowscy „z Kowalówki” mierzyli bardzo wysoko. Starszy brat Michała, Kazimierz, ożenił się z Marianną, córką Kazimierza Radwańskiego „z Górki”, wnuczką najbogatszego gospodarza we wsi, Szymona „z Górki”. Była to zapewne najlepsza partia małżeńska we wsi. Także dla młodszego syna rodzice marzyli o podobnej. Z punktu widzenia pozycji rodziny we wsi, Katarzynie było zapewne daleko do bratowej, chociaż Woźniakowie także byli, jak już wspomniano, znaczącą rodziną w Strachocinie. Tak więc o małżeństwie zadecydowały prawdopodobnie także inne czynniki, niewątpliwie ważne było w tym przypadku także zdanie samego Michała. Z przekazów rodzinnych wiadomo, że był on w dojrzałym wieku człowiekiem stanowczym i upartym. Podobne cechy musiał objawiać już w młodości. Katarzyna miała takie walory, że Michał niekoniecznie musiał się liczyć do końca z opinią rodziców.
      Po ślubie Michał i Katarzyna zamieszkali w domu rodziców Michała „na Kowalówce”. Musiało być tam już dość ciasno, oprócz rodziców mieszkał także brat Kazimierz z żoną i dwójką dzieci, a także siostra Franciszka z mężem Andrzejem Rogowskim i trójką dzieci (najstarszego brata Michała, Grzegorza, prawdopodobnie już nie było). Z biegiem czasu mieszkańców przybywało, rodziły się kolejne dzieci Kazimierza, Michała i Franciszki. Dopiero w 1832 roku siostra Franciszka z rodziną wyprowadziła się z „Kowalówki”.
      Michał i Katarzyna mieli 6 dzieci, Wiktorię (ur. 22.10.1831r.), Franciszkę (ur. 5.03.1835r.), Błażeja (ur. 28.01.1838r.), Franciszka (ur. 29.09.1840r.), Urszulę (ur. 26.10.1844r.) i Marcina (ur. 8.11.1849r.). Wszystkie dzieci Michała urodziły się „na Kowalówce”, w domu nr 37. Dopiero na początku lat 50-tych Michał wybudował nowy dom na wydzielonej z ojcowizny działce.

      Rodzice chrzestni dzieci Michała zmieniali się. Pierwszą dwójkę do chrztu trzymali Tomasz Cecuła „Car” (mąż kuzynki Michała, córki innego Michała Piotrowskiego, tego z domu nr 46) i Anna Piotrowska (żona kuzyna i zarazem kolegi Michała, Franciszka Piotrowskiego-Frynia, z domu Winnicka). Chrzestnymi Błażeja byli, ponownie Tomasz Cecuła „Car” i Franciszka, młodsza siostra Michała, żona Andrzeja Rogowskiego. Chrzestnymi Franciszka byli, Franciszek Piotrowski-Fryń i ponownie Franciszka Rogowska. Rodzicami chrzestnymi najmłodszej dwójki, Urszuli i Marcina byli Jakub Galant i Magdalena Kogut. Skąd ta nagła zmiana i pojawienie się w roli chrzestnych zupełnie nowych osób, prawdopodobnie zupełnie nie związanych z rodziną Michała więzami pokrewieństwa, nie wiadomo. Z dzieci Michała prawdopodobnie jedynie czwórka dożyła wieku dorosłego. Urszula zmarła jako dwuletnia dziewczynka (18.01.1846r.), o najmłodszym Marcinie nie przechowały się w rodzinie żadne wiadomości.
      Trudno powiedzieć kiedy Michał otrzymał swoją część ojcowizny na własność i rozpoczął samodzielne gospodarowanie. Z pewnością musiało to być przed budową domu, ale jak długo? W czasie budowy domu przez Michała ojciec Szymon już nie żył. Zmarł przed 1846 rokiem, ale dokładnie nie wiadomo kiedy. Zapewne pod koniec życia nie miał już sił fizycznych aby prowadzić gospodarstwo, prawdopodobnie o wiele wcześniej podzielił je pomiędzy synów, którzy gospodarowali samodzielnie, mieszkając pod jednym dachem. Być może jakieś działy na roli Szymona dostały także siostry Michała. Michał po otrzymaniu połowy ojcowskiego gospodarstwa ciągle należał do bogatszych gospodarzy we wsi (w I połowie XIX wieku gospodarstwa w Strachocinie podlegały coraz szybszemu procesowi rozdrobnienia). Prawdopodobnie posiadał także ziemię w innej części wsi (może „wiano” Katarzyny?), świadczą o tym późniejsze losy gospodarstwa Błaszczychów - praktycznie całe gospodarstwo (ćwierć „łana”) na ojcowiźnie otrzymał jeden z synów Michała, Błażej, córki i drugi syn otrzymali ziemię w innych miejscach we wsi.
      W legendzie rodzinnej na temat życia Michała i jego samego nie zachowało się wiele informacji. Jak już wspomniano, był energiczny, żywiołowy i mocno uparty. Żona zapewne nie miała z nim lekkiego życia, podobnie jak dzieci i współmieszkańcy domu „na Kowalówce”. Jego stosunki z bratem Kazimierzem układały się poprawnie, chociaż mieli zupełnie inne charaktery. Co prawda, na dobre stosunki między braćmi nie wskazuje dobór rodziców chrzestnych, zarówno Michał jak i Kazimierz, także ich żony, nie są rodzicami chrzestnymi dzieci u brata. Ale niekoniecznie tak musiało być, zaproszenie do roli rodzica chrzestnego („kumanie się”) często miało za zadanie umocnić więź przyjacielską czy więzi pokrewieństwa (powinowactwa), w tym wypadku bracia mogli uznać, że nie ma potrzeby „umacniać” braterskich więzi, są wystarczająco mocne. Oczywiście, mieszkające pod jednym dachem, w dużej ciasnocie, rodziny były niejednokrotnie w stanie cichej „wojny”, ale były to stany przejściowe.
      Niewykluczone, że żona Kazimierza, Maria, „zmęczona” wspólnym zamieszkiwaniem (a żona Michała, Katarzyna, miała ognisty temperament!), uciekła na pewien czas do domu swojego ojca, Kazimierza Radwańskiego. Świadczyłby o tym fakt urodzenia się córki Kazimierza, Zofii, w domu nr 67, domu ojca Marii. Było to w roku 1838, osiem lat od czasu wprowadzenia się Katarzyny na „Kowalówkę”, po urodzeniu przez nią upragnionego syna Błażeja. Prawdopodobnie ten fakt tak rozpierał dumą Katarzynę, że trudno było z nią wytrzymać. Ale już w roku 1844 wszystko wróciło do normy, kolejna córka Kazimierza, Maria, urodziła się ponownie „na Kowalówce”, w domu nr 37.
      Z pewnością nie było nieporozumień (przynajmniej na dłużej) między dziećmi, starsi kuzyni, synowie Kazimierza, Paweł i Jan, żyli w dużej zażyłości z młodszymi, Błażejem i Franciszkiem, synami Michała. Ci pierwsi byli przewodnikami i nauczycielami, zarówno w zabawie, jak i w pracy. Zażyłość między nimi zaowocowała bardzo dobrymi stosunkami pomiędzy rodzinami „Błaszczychów”, „Kondów” i Piotrowskich „z Kowalówki” w przyszłości. Podobnie musiało być z małymi kuzynkami. Były one o tyle bliższe sobie, że połączone żalem po śmierci młodziutkich sióstr, Anastazji, Zofii, Urszuli i Marii. Musiały to ogromnie przeżywać, tak samo zresztą jak ich matki.
      Z charakteru Michał nie był podobny do ojca, raczej do dziadka Michała. Chyba niezbyt towarzyski, ojcem chrzestnym prawdopodobnie był tylko cztery razy w życiu, u Stanisława Woźniaka, swojego szwagra, brata Katarzyny, u Kazimierza Galanta, sąsiada (z domu nr 36), męża Katarzyny Błażejowskiej, i być może u Jana Pielecha, męża Anny Kiszkówny, córki Szymona (to nie jest pewne). Występujący dwukrotnie (wg zapisów „Księgi”) w roli ojca chrzestnego u Marcina Klimkowskiego Michał Piotrowski to zapewne inny Michał, kuzyn ojca Szymona (jego żoną była Rozalia Klimkowska). W zestawieniu z „działalnością” ojca na tym polu jest to bardzo niewiele. Także starszy brat Kazimierz (i jego żona Maria) był bardzo często zapraszany przez mieszkańców wsi do pełnienia roli ojca chrzestnego. Michał musiał być postrzegany jako odludek, dziwak stroniący od ludzi, prawdziwie trudny charakter. Być może charakter męża w jakiś sposób rzutował także na postrzeganie Katarzyny przez innych. Ona także nie była zapraszana w charakterze matki chrzestnej, była nią zaledwie dwa razy, u Wojciecha Woźniaka, swojego kuzyna, i u Wojciecha Janika, męża Rozalii Piotrowskiej, kuzynki Michała. A przecież Katarzyna była osobą o żywym, wesołym usposobieniu, taki jej wizerunek zachował się w przekazach rodzinnych.
      Na początku lat 50-tych Michał wybudował nowy dom na działce, którą odziedziczył po ojcu. Dlaczego dopiero tak późno Michał zdecydował się na budowę oddzielnego domu dla swojej rodziny, nie wiadomo. Może nie mógł dostać formalnego pozwolenia od władz austriackich (a takie trzeba było uzyskać), może nie miał pieniędzy na budowę (drewno na budowę trzeba było kupować poza Strachociną, było dla mieszkańców Strachociny bardzo drogie). Wydaje się, że nie wspólne zamieszkiwanie z rodziną brata w domu rodzicielskim stało się impulsem do budowy. Z pewnością, nad budową domu Michał myślał od wielu lat, ale dopiero budowa nowego domu przez brata Kazimierza (albo zamiar budowy) zdecydowała o przystąpieniu przez Michała do budowy. To może być dodatkowym potwierdzeniem, że współżycie obydwu rodzin pod jednym dachem było raczej harmonijne. Ale tak mogło być do czasu gdy był to dach ojcowski, Michał nie mógł na tych samych zasadach zamieszkać w domu wybudowanym przez brata osobiście. Mogła istnieć także bardziej prozaiczna przyczyna, stary dom ojca Szymona (chyba pamiętający jeszcze czasy Cecułów) był zdecydowanie większy, jego poprzedni właściciele byli bogatsi, posiadali o wiele więcej ziemi uprawnej, a więc musieli mieć liczną służbę do pomocy. Ta służba musiała gdzieś mieszkać, dlatego dom był odpowiednio większy. Było to regułą w całej wsi. Z biegiem czasu, przy zmniejszających się gospodarstwach, ilość rąk potrzebnych do uprawy zmalała, najczęściej wystarczała jedna rodzina, czasem jeszcze jakaś służąca i parobek. Dlatego nowe domy były mniejsze (tańsze w budowie!), także nowy dom Kazimierza był zaprojektowany na potrzeby tylko jednej, stosunkowo mało licznej, rodziny.
      Nowy dom Michała znajdował się w środkowej części działki, nosił numer 101. Został zbudowany na początku lat 50-tych według tradycyjnych zasad obowiązujących w tym czasie przy budowie domów w Strachocinie. Pod jednym dachem mieścił część mieszkalną i inwentarską, tak jak wszystkie domy we wsi. Wejście do domu było od wschodu (dom stał w linii północ-południe). Z zewnątrz wchodziło się do sieni, z sieni na lewo do izby, na prawo do obory. Sień nie miała powały, widać było poszycie dachu. Dom był początkowo kurny, został jednak stosunkowo wcześnie (ale zrobił to dopiero syn Michała, Błażej), jako jeden z pierwszych we wsi, przebudowany na „półkurny”, tj. z przewodem kominowym wyprowadzonym na strych. Powała została wtedy polepiona gliną i pomalowana wapnem. Izby mieszkalne w domu były dwie, duża kuchnia i maleńki alkierz. Obok domu, przy oborze, znalazł się gnojownik na obornik i śmieci. Ślad po nim w postaci wgłębienia terenu zachował się do ostatnich czasów. Powyżej domu rosła potężna topola z bocianim gniazdem. Bociany osiadły tutaj chętnie, powyżej był cały ciąg małych stawków wodnych, zarówno u Michała jak i sąsiadów z jednej i drugiej strony. Mały strumyk, wzdłuż granicy działki (wschodniej) odwadniał je do potoku Różowego.
      Michał, podobnie jak brat Kazimierz, niedługo cieszył się z nowego domu, przeżył brata zaledwie niecały rok, zmarł 15 marca 1855 roku nie skończywszy 52 lat. Jako przyczynę śmierci podano „febris”, prawdopodobnie było to zapalenie płuc. Być może dał znać o sobie uparty charakter Michała, zlekceważył chorobę, może pospolite przeziębienie, i źle się to skończyło. Katarzyna przeżyła męża o piętnaście lat, zmarła w Wigilię Bożego Narodzenia (24.12.1870r.), śmiercią „naturalną” (ze „starości”) zaopatrzona Św. Sakramentami. Obydwoje, Michał i Katarzyna, zostali pochowani na strachockim cmentarzu (starym, przy kościele).

* * *

      Córki Szymona i Anny, Marianna, Zofia i Franciszka, dożyły wieku dorosłego i powychodziły za mąż w Strachocinie. Jako partie małżeńskie prezentowały się na tle innych wiejskich dziewcząt zapewne „średnio”. Ojciec, co prawda, był osobą bardzo znaną i szanowana we wsi, ale zięciowie nie bardzo mogli liczyć na większy posag swoich ewentualnych żon. Szymon raczej myślał o synach, córki były na drugim planie u niego.

      Najstarsza córka, Marianna Franciszka (ur. 9.03.1789r.), wyszła za mąż za przedstawiciela jednego z ważniejszych rodów we wsi, Mikołaja Tomasza Galanta (ur. 5.12.1780r.), syna Jana Galanta i Zofii. Ojciec Mikołaja był dość bogatym i solidnym gospodarzem (jak większość Galantów), jego gospodarstwo położone było w dolnej części wsi, dom nosił numer 63. Domy o tym numerze pozostawały w posiadaniu Galantów aż do XX wieku. Mikołaj i Marianna doczekali się 9 dzieci; Fabiana, Sebastiana, Marianny, Szymona Tadeusza, Małgorzaty Magdaleny, Apolonii, Jana, Zofii i Ignacego. Potomkowie Marianny żyją do dzisiaj w Strachocinie.

      Młodsza córka Szymona, Zofia (ur. 16.03.1792r.), wyszła za mąż za Jana Kuźniarskiego (ur. ok. 1785r.). Ród Kuźniarskich przedstawiono bliżej przy okazji omawiania małżeństwa Sebastiana Piotrowskiego z Marianną Kuźniarską, młodszą siostrą Jana. Jan był synem Tomasza Kuźniarskiego i Agnieszki Adamiak. Kuźniarscy po ślubie zamieszkali w dole wsi, w domu nr 61. Jan i Zofia mieli trójkę dzieci, Stanisława (ur. 17.04.1821r.), Jana (ur. 16.05.1824r.) i Franciszka (ur. 23.03.1828r.). Stanisław nie pozostawił potomków w Strachocinie. Jan ożenił się z Urszulą Lisowską, córką Jana, i doczekał się córki Heleny (ur. 18.05.1850r.). Franciszek ożenił się z Apolonią Błaszczak, córką Michała Błaszczaka i Marianny z Piotrowskich (córka Kazimierza Józefa Piotrowskiego), i doczekał się 5 dzieci, Andrzeja (ur. 30.11.1861r.), Marianny (ur. 7.12.1862r.), bliźniaczek Katarzyny i Anieli (ur. 17.03.1865r., zmarły w następnym roku) i ponownie Katarzyny (ur. 16.09.1867r.). Nic nie wiadomo o dalszych losach dzieci Jana i Franciszka Kuźniarskich, syn Franciszka, Andrzej Kuźniarski, to ostatni Kuźniarski odnotowany w Strachocinie, później ślad po tym nazwisku ginie.

      Kolejna z córek Szymona, Franciszka (ur. 2.02.1801r.), wyszła za mąż za Andrzeja Rogowskiego. Ród Rogowskich wspomniano przy omawianiu rodziny Kiszków, która prawdopodobnie wywodzi się z Rogowskich. Andrzej był synem Wawrzyńca Rogowskiego-Kiszki, ale nie tego, który był przodkiem Kiszków z domu nr 45. Jego matką była Katarzyna Cecuła, córka Jakuba, a nie Magdalena Radwańska, wnuczka Stanisława Piotrowskiego. Andrzej urodził się 18.11.1797r. jako trzeci syn w rodzinie, tak więc nie miał co liczyć na wielki spadek po ojcu. Był tym z rodu Rogowskich, który zachował pierwotne nazwisko. Po ślubie zamieszkał u teściów na „Kowalówce” i pomagał w gospodarstwie Piotrowskim.
      Rogowscy doczekali się 5 dzieci; Agnieszki, Jana, Antoniego, Brygidy i Teodora. Pierwsza czwórka urodziła się w domu na „Kowalówce”, najmłodszy Teodor urodził się w domu nr 47 (dawnym domu potomków Kazimierza Piotrowskiego, który później przeszedł w ręce Daszyków), prawdopodobnie Andrzej i Franciszka mieszkali tam przejściowo, opiekując się gospodarstwem po wyjeździe rodziny Wojciecha Marka Jerzego Piotrowskiego ze Strachociny. Franciszka dostała w posagu niewielką ilość gruntu i to była zapewne podstawa bytu Rogowskich, spadek Andrzeja był jedynie dodatkiem do tego. Gospodarstwo Andrzeja przejął najmłodszy syn Teodor, który z biegiem czasu wybudował dom w dolnej części działki Piotrowskich „z Kowalówki” (dom numer 113). Dom ten pozostawał w rękach Rogowskich do XX wieku. Ostatnim Rogowskim w Strachocinie (mężczyzną) był syn Teodora, Jan Rogowski (ur. 30.03.1868r., zm. 8.12.1941r.). Na nim skończył się ród Rogowskich (wcześniej większość Rogowskich zmieniła nazwisko na Kiszka). Jego córka Aniela (ur. 15.03.1902r.) wyszła za mąż za Władysława Michalskiego i dom na działce Piotrowskich „z Kowalówki” przeszedł w ręce Michalskich, a kiedy córka Anieli, Bronisława Michalska (ur. 28.07.1928r.), wyszła za mąż za Władysława Hyleńskiego, w ręce Hyleńskich.

      O najmłodszej córce Szymona, Katarzynie (ur. 24.02.1806r.), nie zachowały się w rodzinie żadne informacje, być może zmarła w dzieciństwie lub jako panna.

 
Do podrozdziału 'Los linii Kazimierzowskiej'
Do spisu treści
Do ciągu dalszego podrozdziału 'Druga siła w Strachocinie'

 
Do witryny Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny
Powrót do witryny Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny"