Czy strachoccy Piotrowscy są potomkami kniazia Iwaszki Kadyszewicza, wnuka tatarskiego księcia (mirzy) Najman-bega ... ?

      28 października 1757 r., we wsi Strachocina (ówczesna Ziemia Sanocka) zmarł w wieku około 90 lat mieszkający w niej Stefan Piotrowski. Z zapisu w „Metrica Mortuorum Ecclesiae Parochialis Strachocinensis ab Anno Domini 1753 inchoatur” wiadomo, że nie został pochowany na przykościelnym cmentarzu, lecz w kościele - wtedy nowo wybudowanym, dziś już nie istniejącym. Nie jak inni mieszkańcy wsi, lecz jak członkowie rodzin właścicieli i dzierżawców okolicznych wsi i folwarków.

      Wiemy, że w tym czasie strachockie sołectwo współarendowali Giebułtowscy i jacyś drobniejsi dzierżawcy. Jednym z nich musiał być zmarły.
      Stefan był w Strachocinie kimś nowym, wcześniej osoby o takim nazwisku w dokumentach pisanych dotyczących Strachociny nie występują. Zatem albo on, albo, co bardziej prawdopodobne, jego rodzice musieli się tu osiedlić stosunkowo niedawno - w II połowie XVII wieku albo na początku wieku XVIII. Nie byli jedynymi takimi przybyszami. Ziemia Sanocka przeżyła w XVII wieku dwa wielkie najazdy tatarskie - w latach 1624 i 1655. Po pierwszym z nich liczebność mieszkańców okolicznych wsi (o Strachocinie brak danych) zmalała do kilkunastu procent liczebności sprzed najazdu. Lustracja królewszczyzn z roku 1669, a więc przeprowadzona po najeździe drugim, związanym z Powstaniem Chmielnickiego, wykazała pustki na 87% uprawianych dawniej pól. Jednak okolica dość szybko została na nowo zaludniona i zagospodarowana. Jest dość oczywiste, że przede wszystkim przez zbiegów z Ukrainy - polskojęzyczną drobną szlachtę uciekającą przed niechybną śmiercią z rąk kozackich powstańców. Istnieją potwierdzające to dokumenty.
      Nie ma takich dokumentów dotyczących Strachociny. Od roku 1624, gdy Tatarzy spalili wieś, kościół i plebanię (z księdzem Janem Majstrogą) aż do roku 1753 w Strachocinie nie funkcjonowała lokalna administracja kościelna, a więc na miejscu nie były prowadzone żadne rejestry. Być może takie dokumenty znajdują się w archiwach grodzkich w Sanoku, albo w kurii biskupiej, albo w sąsiednich parafiach, gdzie mogły być prowadzone zapisy dotyczące Strachociny. Jednak nic o nich nie wiemy. Nie ma więc żadnych bezspornych dowodów, wydaje się jednak być pewnym, że i Strachocina przeżyła po Powstaniu Chmielnickiego napływ całej fali nowych osiedleńców. Świadczy o tym chociażby pojawienie się w rejestrach kościelnych z połowy XVIII w. mnóstwa rodzin we wcześniejszych dokumentach nie występujących. Są to Adamscy, Bańkowscy, Błażejowscy, Boreccy, Buczkowscy, Bukowscy, Dąbrowscy, Gawłowscy, Gorliccy, Chylińscy (później przekręceni na Heleńskich), Hoszowscy, Klimkowscy, Kozłowscy, Krupińscy (Krupiccy), Kucharscy, Kuźniarscy, Kwiatkowscy, Lewiccy, Lisowscy, Michalscy, Mieleccy, Osękowscy, Piotrowscy, Pawłowscy, Pączkowscy, Radwańscy, Rogowscy, Samborscy, Sidorowscy, Skubieńscy, Starzyńscy, Szafrańscy, Szaniawscy, Szczepańscy, Szymańscy, Winniccy, Wodziccy, Wysoccy, Wróblowscy, Woytowicze. Wszystko to, bez wyjątku, przedstawiciele drobnej szlachty, ani chybi uciekinierzy z Ukrainy, którym albo Sejm przydzielił (jako dzierżawę) ziemię w królewszczyźnie albo dostali ją jako poddzierżawcy od dzierżawców królewskiej wsi Strachociny. Niestety mogące to rozstrzygnąć dokumenty starostwa w Sanoku po pierwszym rozbiorze Polski, w 1877 roku zostały - wraz z całym zasobem dawnych polskich archiwów grodzkich i ziemskich z obszaru Galicji - przewiezione do Lwowa do przechowywania w dawnym klasztorze bernardynów. Gdzie leżą do dzisiaj (podobno w workach).
      Razem z tą falą musieli przyjechać i rodzice Stefana (może sam Stefan?).
      Nie dochowała się do naszych czasów „Metrica Mortuorum” z lat gdy umierali synowie Stefana. Nie wiemy czy ich także grzebano z takimi honorami jak ojca. W zapisach parafialnych dotyczących chrztu ich prawnuków (praprawnuków Stefana) spotykamy już jednak określenie „hortulanus” (poza jedynym wyjątkiem gdy jednego z wnuków Stefana, występującego w roli ojca chrzestnego dziecka lokalnego "karmazyna" utytułowano "generosus").
      Tym niemniej aż do najnowszych czasów potomkowie Stefana zachowali swoiste poczucie własnej wartości. Z pokolenia na pokolenie wychowywali swoje dzieci w przekonaniu, że są kimś lepszym niż to wynika z ich formalnej kondycji. Zapewne właśnie ten dysonans kazał im w szczególnie pieczołowity sposób zawsze dbać o „zachowanie twarzy”, o zachowanie godności. Zapewne właśnie z tego powodu swoją „lepszość” rozumieli przede wszystkim jako zakaz dokonywania czynów „nieszlachetnych”, nawet takich jakie nie przyniosłyby najmniejszej ujmy komuś „gorszemu”.
      Przekazywali też swoim dzieciom tradycję o szlacheckim pochodzeniu przodków
*).
      Także informację o rodowym herbie. Miała nim być jakoś stylizowana srebrna strzała na złotym polu.

      Ten ostatni element rodzinnej legendy wprawił w zakłopotanie tych członków rodziny, którzy jako pierwsi zainteresowali się jej dziejami i próbowali sprawdzić na ile to o czym słyszeli od starszych odpowiada historycznej rzeczywistości. Gdy sięgnęli do ogólnie dostępnych herbarzy dowiadywali się, że Piotrowscy miewali różne herby - Ślepowron, Junosza, Habdank, Tęczyc , ale żaden z nich nie zawierał rysunku strzały. Dowiadywali się też, że taki herb, o jakim słyszeli w domu i w szkole (mówili o tym nauczyciele miejscowego pochodzenia) w ogóle nie mógł istnieć (!) - bo „prawidło heraldyczne wzbrania kładzenia metalu na metal, lub barwy na barwie” (Kaspar Niesiecki „Herbarz polski”. wyd. Jan Nepomucen Bobrowicz, Leipzig, 1839-1846. reprint Warszawa 1988), stąd tłem dla srebrnej strzały nie może być złoto**). Uznali więc, że informacja o herbie została przez kogoś zmyślona. Ponieważ przekonanie o szlacheckim pochodzeniu było nie tylko silne ale i poparte sensownymi argumentami, na spotkaniach rodzinnych dywagowano jaki to (obecnie zapomniany) herb naprawdę mogli ongiś mieć strachoccy Piotrowscy. Podejrzenie padło na herb „Ślepowron”.

      W Strachocinie „od zawsze” mówiło się, że Piotrowscy są jakoś spokrewnieni z jakimiś Tatarami. Pokrewieństwo takie skądinąd dobitnie potwierdza wygląd niektórych przedstawicieli rodziny. Tradycja ta była jednak tak niejasna (i mocno wstydliwa - Tatarzy w tych stronach nie byli dobrze widziani, czemu się trudno dziwić, w nie tak znowu odległej przeszłości przysporzyli miejscowym wielu cierpień), że nikomu z zainteresowanych dziejami rodziny nie przyszło do głowy zaglądać do herbarzy szlachty tatarskiej. Aż zrobił to Władysław Henryk (autor monografii „Piotrowscy ze Strachociny w Ziemi Sanockiej”. wyd. wł. Strachocina-Gdańsk, 2005). Zajrzał do „Herbarza rodów tatarskich w Polsce” pióra Stanisława Dziadulewicza (Wilno 1929, reprint WAiF. Warszawa 1986). I wtedy okazało się, że herb o jakim mówiło się w Strachocinie, a więc stylizowana srebrna strzała naprawdę istnieje! Że jest to herb „Piotrowski”. Herb taki mają Piotrowscy tatarskiego pochodzenia, potomkowie kniazia Iwaszki Kadyszewicza, wnuka tatarskiego księcia Najman-bega, uczestnika bitwy grunwaldzkiej.
      Tak więc rodzinne przekazy dotyczące herbu nie kłamały!
      Tylko jaki mógł być związek potomków tatarskiego kniazia z Piotrowskimi ze Strachociny?

      Stanisław Dziadulewicz w ten oto sposób kończy informację o kniaziach Piotrowskich, herbu „Piotrowski”: Jan Mirza Piotrowski w roku 1631-ym podpisał rewizję chorągwi kondrackiej „za brata” (widocznie ciotecznego), kniazia Jachję Zawadzkiego. Synem tego Jana musiał być Alej Janyszewicz (sic), który z żoną Chawą Achmeciewiczówną sprzedał w roku 1647-ym cząstkę w Sielcach Dowgiałłom. Odtąd o Piotrowskich głucho - zapewne w połowie XVII-go stulecia wyemigrowali z kraju do Turcji i już nie wrócili ...

      Zrekapitulujmy fakty:
      W połowie XVII wieku mocno zubożały kniaź Alej Janyszewicz, według Dziadulewicza jedyny żyjący wówczas Piotrowski herbu „Piotrowski”, sprzedał resztki rodowego majątku na Litwie i gdzieś wyjechał. Najpewniej na Ukrainę gdzie mógł się spodziewać lepszego losu. Według Leszka Podhorodeckiego (Chanat Krymski.KiW.1987.) w XVI i XVII wieku robiło to masowo wiele zubożałych rodzin litewskich Tatarów. Postulowany przez Dziadulewicza (w świetle informacji Podhorodeckiego nietypowy) wyjazd mocno już zapewne "zaaklimatyzowanej" w Rzeczpospolitej rodziny do Turcji wydaje się być znacznie mniej prawdopodobny.
      Niedługo - może kilkanaście, może kilkadziesiąt lat - później, w Strachocinie pojawił się jakiś Piotrowski. Przybył tu niewątpliwie z Ukrainy. Tak jak wielu innych Strachoczan (a także mieszkańców okolicznych miejscowości), którzy uciekli stamtąd po katastrofie jaką było dla nich Powstanie Chmielnickiego. Przekazał swoim potomkom nazwisko Piotrowski oraz tradycję o herbie, takim, jakim wśród Piotrowskich pieczętowali się jedynie potomkowie kniazia Iwaszki Kadyszewicza.
      Niektórym ze swoich potomków przekazał także cechy wyglądu uznawane za tatarskie, a wszystkim opinię o tatarskich korzeniach, utrzymującą się we wsi przez ponad 200 lat, aż do współczesności.
      Gdy umarł pochowano go z honorami - w miejscowym kościele, jako kogoś ważnego. Zaś mirzowie (kniaziowie) Piotrowscy byli kimś ważnym.

      Czyż można tych faktów nie łączyć ze sobą?
      Czyż można nie stawiać hipotezy, że Stefan Piotrowski był potomkiem kniazia Aleja?
      Że był jego wnukiem lub (co mniej prawdopodobne) synem.

      W roku 2019 pojawił się jeszcze jeden, potwierdzający tę hipotezę argument. Jak się wydaje, argument ostatecznie przesądzający o jej prawdziwości.
      Jeden z Piotrowskich ze Strachociny (autor tego opracowania) zlecił bydgoskiemu Instytutowi Genetyki Sądowej zbadanie swojego haplotypu polegające na wyznaczeniu wartości 23 markerów STR na chromosomie Y. Porównanie uzyskanego wyniku z zasobami bazy Y-Chromosome STR Haplotype Reference Database - YHRD (firmowanej przez International Society of Forensic Genetics - ISFG) pozwala na stwierdzenie, że posiadacz tego haplotypu należy do metapopulacji Uralsko-Jukagirskij, tej do której należy największa grupa Tatarów Wołżańskich. Także to, że największe skupisko jego genetycznych bardzo bliskich męskich krewniaków znajduje się na terenie dzisiejszej Białorusi i Litwy (mają identyczny z nim haplotyp uwzględniający mniejszą liczbę markerów - tylko takie są dostępne w bazie YHRD dla tych krajów), zatem tam gdzie przez kilka wieków (od pocz. XV w.) mieszkali (i niewątpliwie nadal mieszkają) potomkowie Najman-Bega, genetyczni kuzyni tatarskich Piotrowskich.

      Zaś uznanie Stefana za potomka Aleja oznacza, że oto odnalazł się uznany przez Dziadulewicza za zaginiony ród Piotrowskich, herbu „Piotrowski” (herbu własnego), potomków kniazia Iwaszki Kadyszewicza, wnuka Najman-bega.

 
Jeżeli uznamy, że strachoccy Piotrowscy są tatarskimi kniaziami (co wydaje się być pewne) to musimy też uznać, że mają oni oczywiste prawo do używania herbowych gronostajów i herbowej korony - mitry książęcej.
 
W portalu Tatarzy Polscy czytamy:
 
(...)
Rodzinom książęcym lub kniaziowskim (wbrew niektórym autorom, ruski tytuł kniaź i polski książę są równoznaczne) przysługuje (...) tak zwana mitra książęca (...), czasem również umieszczana nad hełmem.
(...)
Płaszcze książęce (aksamitne podbite futrem gronostaja, przewiązane złotymi frędzlami (...) przysługują rodzinom posiadającym odpowiednie tytuły, choć wcale nie wszystkie rody kniaziowskie ruskie, litewskie i tatarskie WKL korzystały z tego zaszczytnego elementu (lecz na pewno mają do tego prawo).
(...)



  *)   tradycja taka zachowała się także u potomków innych wymienionych wyżej rodzin;
  **)   potem jednak odkryli liczne herby, w których nie przestrzegano tej reguły, dowiedzieli się też, że herby rodów tatarskich pierwotnie były pozbawionymi kolorów "tamgami", którym później kolory dodawano dowolnie, zatem sprawą ... przestali się przejmować
 

 
Do witryny Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny
Powrót do witryny Stowarzyszenia Piotrowskich ze Strachociny"